Wszystko wydarzyło się 2 lipca na wodach Zatoki Meksykańskiej. Niedaleko platformy wiertniczej, należącej do kontrolowanej przez Meksyk spółki paliwowej Pemex, doszło do rozszczelnienia rurociągu, leżącego na dnie morza.
Tyle tylko, że poza rozszczelnieniem i wyciekiem, doszło jeszcze pożaru. Efekt? Woda niedaleko platformy zamieniła się w coś przypominającego wulkan – pomarańczowo-żółte płomienie „wyskakują” co jakiś czas wody, na myśl przywodząc wylewającą się lawę.
„Oko ognia”, „ocean w ogniu”. Pożar na wodach Zatoki Meksykańskiej ugaszony
W sieci zamieszczono krótkie nagranie z samej „erupcji” gazociągu, a także z akcji gaśniczej. Materiały na ten temat dostawały wymowne tytuły: „»Ocean w ogniu«: Płomienie wybuchły w Zatoce Meksykańskiej” („Independent”), „Nieszczelny rurociąg gazowy wywołał piekło w Zatoce Meksykańskiej” („New York Times”), czy „»Oko ognia« na wodach Meksyku zgasło” (Reuters).
Jak donosi Reuters, powołując się na informacje Pemexu, wyciek gazu udało się zatrzymać (akcja naprawczo-ratownicza trwała ponad pięć godzin), żadnemu z pracowników nic się nie stało. Pemex zapewnia, że zbada sprawę. Dotychczas nie pojawiły się informacje o tym, jak bardzo ucierpiało środowisko naturalne.
Angel Carrizales, szef meksykańskiego regulatora bezpieczeństwa naftowego ASEA, pisał na Twitterze, że zdarzenie z 2 lipca „nie spowodowało żadnego wycieku (do morza)”. Jednak jak zauważa agencja Reutera, Carrizales nie wyjaśnił, co w takim razie paliło się na powierzchni wody.