– W 2008 roku NATO zastanawiało się nie czy, ale kiedy przyjąć Ukrainę – powiedział mi kiedyś w Kijowie Borys Tarasiuk, były szef ukraińskiej dyplomacji. Po 13 latach, podczas których Rosjanie napadli wpierw na Gruzję, a potem na Ukrainę (zagarniając spore połacie obu krajów) Zachód wykonał zwrot, przez który pytanie o Ukrainę w NATO brzmi dokładnie odwrotnie: nie kiedy, ale czy w ogóle?
Podczas wizyty w Białym Domu ponowił je ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski, by usłyszeć od Joe Bidena, że w ogóle to może kiedyś tak – ale najpierw Ukraina musi uporać się z korupcją i przeprowadzić konieczne reformy.
To było akurat oczywiste nawet w 2008 roku, gdy zaawansowane prace nad zaproszeniem Ukrainy do NATO zablokowali Niemcy, pilnujący z uporem godnym lepszej sprawy dobrych relacji z Rosją. Ale korupcja na dzisiejszej Ukrainie to tylko cień tej z 2008 roku – wygląda więc na to, że dziś szuka się tylko cienkich pretekstów do wymówienia się Kijowowi. 13 lat temu Sojusz miał więcej jaj niż obecnie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.