Tajemnicą Poliszynela jest, że projekt budowy tarczy najbardziej irytował Francję i Niemcy, ale także kilka innych państw starej Unii, jak np. Luksemburg i Włochy. Chęć umizgiwania się do Moskwy widoczna jest także w kwaterze głównej sojuszu. I tu powtarza się znane doskonale z kuluarów unijnych magiczne hasło "nie drażnić Rosji". Obrażać i drażnić można wszystkich, tylko nie Rosję. Ten argument przeciwko tarczy był najczęściej wysuwany przez Berlin i Paryż, które udawały lub naprawdę wierzyły w rosyjskie słowa o "tarczy wymierzonej w Rosję".
Wczoraj doszło, jeśli nie do przełomu, to przynajmniej do momentu pogłębionej refleksji. Najpierw, w trakcie spotkania w gronie krajów sojuszniczych, można było zauważyć delikatną zmianę - oponenci tarczy spuścili z tonu. Trzeba było jednak poczekać na następny punkt programu, czyli dyskusję w ramach Rady NATO-Rosja. Moskiewscy dyplomaci przedstawili bowiem swój punkt widzenia, roztaczając wizję tarczy wymierzonej głównie w Rosję, a nie jakiś tam Iran czy Koreę. Odrzucili przy tym propozycję Amerykanów włączenia się do wspólnego systemu bezpieczeństwa.Po rosyjskim show nastąpiła konsternacja. Takiej kumulacji agresywnej propagandy, jawnej manipulacji i mieszania faktów nikt się nie spodziewał. Reakcją były więc bełkotliwe wypowiedzi skonsternowanych dyplomatów, z których najbardziej logicznie mówili Brytyjczycy i Polacy. Rosyjskie argumenty trafnie podsumował polski wiceminister obrony, Witold Waszczykowski : "mity".
Rosjanie po raz kolejny przyszli nam w sukurs. Już kilka razy się zdarzyło, że w momencie, kiedy reszta Europy patrzyła na nas z politowaniem, jak na patologicznych rusofobów, Moskwa, jak diabeł z pudełka wyskakiwała z jakąś kolejną afera, która uwiarygodniała polski punkt widzenia. Prędzej czy później Rosjanie pójdą na kompromis z Amerykanami. Pytanie tylko, ile uda im się ugrać i czy zawyżając stawkę, nie wyprowadzą Waszyngtonu z równowagi.