W piątek wieczorem w Kijowie zebrało się ponad 20 tys. "pomarańczowych" sympatyków opozycji, protestujących przeciw deputowanym prorosyjskiej koalicji Partii Regionów Ukrainy, socjalistów i komunistów, którzy nie uznają dekretu szefa państwa.
"Oni chcą zbudować państwo zgodnie ze swoim kryminalnym prawem, ale my, wraz z prezydentem Juszczenką powiedzieliśmy im: +Nie, zabierajcie się stąd+. Wtedy oni zorganizowali awanturę, zaczęli nawoływać, by nie wykonywać dekretu prezydenta, zrywają wybory i przekupują sędziów" - mówił były socjalista, który przeszedł na stronę opozycji, Josyp Winski.
Julia Tymoszenko, przywódczyni bloku politycznego jej własnego imienia, zaapelowała tymczasem do Juszczenki o zmianę składu Centralnej Komisji Wyborczej. Według niej członkowie CKW ukrywają się na zwolnieniach lekarskich, zamiast przygotowywać się do wyznaczonych na 27 maja wyborów.
Szef proprezydenckiej Naszej Ukrainy, Wiaczesław Kyryłenko oświadczył, że jeśli Sąd Konstytucyjny, który bada obecnie legalność decyzji Juszczenki, wyda werdykt korzystny dla koalicji, Rada Najwyższa (parlament) i tak nie będzie mogła działać.
"Rada Najwyższa, nawet po kupionej (przez koalicję - PAP) decyzji Sądu Konstytucyjnego zakończy swe istnienie. Pozostanie w niej tylko 240 deputowanych, a trzeba, by było ich co najmniej 300 (w 450-osobowej izbie)" - powiedział.
Przywódcy Bloku Tymoszenko i Naszej Ukrainy oświadczyli w środę, że mają zamiar złożyć swe mandaty poselskie.
Przywódca ruchu Ludowa Samoobrona, jeden z bohaterów pomarańczowej rewolucji 2004 r. Jurij Łucenko oskarżył koalicję o dążenie do usunięcia prezydenta Juszczenki.
"Dzięki przekupstwu, kłamstwom, zdradzie i zastraszaniu większość złożona z 240 osób (tylu deputowanych ma koalicja - PAP) chciała zdobyć 300 głosów (większość konstytucyjna), by doprowadzić do impeachmentu prezydenta i w ten sposób pozbyć się ostatniego symbolu zwycięskiego Majdanu" - mówił Łucenko, wspominając pomarańczową rewolucję, której główne wydarzenia rozgrywały się na centralnym placu Kijowa, Majdanie Niepodległości.
Juszczenko, rozwiązując na początku kwietnia parlament zarzucił koalicji, że dąży do zbudowania 300-osobowej większości, przekupując opozycyjnych deputowanych pieniędzmi i obietnicami wysokich stanowisk rządowych.
Koalicja uznała, że dekret prezydenta przeczy konstytucji i skierowała sprawę do Sądu Konstytucyjnego. Deputowani koalicyjni, nie uznając decyzji Juszczenki o rozwiązaniu parlamentu, nie opuścili siedziby Rady Najwyższej i codziennie prowadzą posiedzenia.
pap, ss