Zdominowany przez opozycję rumuński parlament zawiesił Basescu w obowiązkach w czwartek w związku z zarzutami o pogwałcenie konstytucji. W tle czwartkowego głosowania w parlamencie leży spór między Basescu a premierem Calinem Popescu Tariceanu, który zaczął się w zeszłym roku, kiedy Tariceanu odrzucił propozycję rozpisania przedterminowych wyborów, złożoną przez prezydenta. Próbując przypodobać się wyborcom, Tariceanu oznajmił po tym, że Rumunia powinna wycofać swój kontyngent z Iraku, na co nie zgodził się Basescu, zdecydowanie popierający USA.
Basescu poinformował w piątek, że wbrew wcześniejszym deklaracjom nie zamierza podać się do dymisji. W niedzielę powtórzył to, przemawiając do uczestników demonstracji. "Nigdy się nie poddam" - powiedział.
Jeśli prezydent nie poda się do dymisji, zgodnie z konstytucją należy rozpisać w ciągu miesiąca referendum, które ma przesądzić, czy zostanie on trwale zawieszony w pelnieniu funkcji. Jednak biorąc pod uwagę popularność Basescu i zazwyczaj niską frekwencję w wyborach, wydaje się to mało prawdopodobne. Referendum musi się odbyć najpóźniej 20 maja.
Wielu uczestników niedzielnej demonstracji w Bukareszcie potępiało polityków, zarzucając im korupcję. Reuter pisze, że - zdaniem niektórych analityków - zawieszenie Basescu w pełnieniu obowiązków jest kolejną oznaką narastającej wśród polityków niechęci do kontynuacji reform, zwłaszcza w dziedzinie walki z korupcją na najwyższych szczeblach.
"Parlament jest ich, Basescu jest nasz", "Precz ze złodziejami" - głosiły napisy na transparentach.
Była minister sprawiedliwości (utraciła tekę w tym miesiącu) Monica Macovei, znana z zaangażowania w walkę z korupcją, dołączyła w niedzielę do Basescu podczas demonstracji. Oświadczyła, że głosowanie w parlamencie "pokazuje, iż oni (deputowani) boją się niezależnego wymiaru sprawiedliwości".
"Nie pozwólcie, by ukradli naszą przyszłość!" - apelowała Macovei do tłumów.
ab, pap