W czwartek na stronie internetowej prezydenta Białorusi pojawiła się relacja z posiedzenia rządu z udziałem Aleksandra Łukaszenki. Odpowiedzialny za kryzys dyktator zapewniał, że sytuacja na granicy „to nie jest tak wielki problem, jak go rozdmuchują media”, a na całym świecie jest 3-5 podobnych szlaków „po których podróżują miliony ludzi uciekających przed wojną”. Aleksander Łukaszenka delegował też zadania na ministrów, deklarując pozorowaną troskę o ludzi, którzy z jego winy znaleźli się w trudnym położeniu.
Premierowi Gołowczence polecił, by resort odpowiedzialny za edukację i wicepremier ds. społecznych zwrócili uwagę na kobiety w ciąży. – Prawdopodobnie będą tu rodzić – mówił. Twierdził przy tym, że chce objąć te osoby ich dzieci opieką. – Zabralibyśmy je przynajmniej pod prysznic, wykąpalibyśmy i nakarmilibyśmy – polecił Natalii Kochanowej, przewodniczącej Rady Republiki. Poinformował też, że migrantom zostanie przekazane drewno opałowe. Mówił o około 1800 osób w okolicy przejścia Bruzgi-Kuźnica.
Granica polsko-białoruska. Łukaszenka o broni przekazywanej migrantom
Dyktator stwierdził też, że do obozowiska migrantów przekazywana jest broń, w większości z Donbasu. – Podejmowano próby przerzucania broni, amunicji i materiałów wybuchowych do tych ludzi w obozie. Od dwóch dni przekazują broń – mówił Łukaszenka, informując, że rozmawiał o tym z Władimirem Putinem. – W jakim celu przyjeżdża broń? Chcą wywołać prowokację. Skonfrontować naszych pograniczników i ich (polskich – red.), naszych żołnierzy i ich – wyliczał prezydent. Stwierdził, że dlatego konieczne jest kontrolowanie sytuacji w okolicy.
Mimo tych artykułowanych wcześniej obaw o bezpieczeństwo, dyktator wyraził oburzeniem tym, że Polska grupuje siły wojskowe i policyjne przy granicy. – Widzicie: 15 tys. żołnierzy, czołgi, pojazdy opancerzone, helikoptery, przyleciały samoloty. Bezczelnie podjechali do naszej granicy, nie ostrzegając nikogo – mówił Łukaszenka, komentując działania Polaków.
Białoruś wzywa rosyjskich żołnierzy na granicę
Dyktator poinformował, że zwrócił się o pomoc w pilnowaniu białoruskiej części granicy do Ministerstwa Obrony Rosji. Potwierdził, że w okolicy znajdują się dwa rosyjskie bombowce, „które mogą przenosić broń jądrową”. – Jak uzgodniliśmy: od Homla, wzdłuż południowej granicy Białorusi, zachodniej granicy, do Postaw w obwodzie witebskim, z Postaw przez Orszę do Moskwy. To właśnie ten pierścień - Kraje nadbałtyckie, Polska i Ukraina - muszą monitorować rosyjskie i białoruskie wojska. Uzgodniliśmy to z Rosjanami– obwieścił. – Rosjanie, Białorusini, musimy razem opanować tę sytuację – stwierdził Łukaszenka.
Kłamliwie zarzucił też polskim służbom prowokacje, polegające na oddawanie strzałów w kierunku Białorusi. – Jako strażnik graniczny mówię wam: w czasach sowieckich, gdyby z sąsiedniego terytorium w naszym kierunku padł choć jeden strzał, zmietliby tam wszystko z powierzchni ziemi. To jest straszne naruszenie – twierdził.
Czytaj też:
Łukaszenka złożył Polakom życzenia z okazji Dnia Niepodległości. Braun zachwycony