Bezwzględny reżim Łukaszenki rozgrywa sytuację na granicy. Rzecznik PAH: Migranci stali się zakładnikami

Bezwzględny reżim Łukaszenki rozgrywa sytuację na granicy. Rzecznik PAH: Migranci stali się zakładnikami

Widok na białoruską stronę granicy, zdjęcie ilustracyjne
Widok na białoruską stronę granicy, zdjęcie ilustracyjne Źródło: X / @MSWiA_GOV_PL
Reżim Łukaszenki inspiruje kryzys o charakterze migracyjno-politycznym. Rzecznik PAH w wywiadzie dla „Wprost” zwraca uwagę na humanitarny wydźwięk tej sytuacji, jednocześnie nie negując konieczności obrony granic. – Upraszczamy rzeczywistość, żeby sobie z nią lepiej radzić, ale gubimy przez to niuanse i konkretnego człowieka, który znalazł się w potrzasku i prawdziwie cierpi – mówi Rafał Grzelewski.

Magdalena Frindt, „Wprost”: Sytuacja na granicy z Białorusią jest napięta. Polskie służby publikują nagrania, na których widać próby szturmowania granicy przez grupy migrantów, wśród których dominują młodzi mężczyźni, zachowujący się w agresywny sposób. Reakcja przedstawicieli UE, ONZ, NATO pokazuje, że sytuacja jest poważna, a wydźwięk polityczny problemu coraz bardziej widoczny.

Rafał Grzelewski, rzecznik PAH: Organizacje humanitarne trzymają się z dala od polityki. Nie mi też szukać usprawiedliwień dla zachowań, które widać na nagraniach, ale uczciwość nakazuje zwrócić uwagę na tło tego i podobnych wydarzeń, które już miały miejsce w przeszłości. Przede wszystkim nie była to akcja spontaniczna, lecz zaplanowana i przeprowadzona w dokładnie taki sposób, w jaki to się odbyło dla wywarcia odpowiedniego wrażenia i eskalowania i tak już bardzo emocjonalnej sytuacji.

Migranci stali się jej zakładnikami, a ci, którzy doprowadzili do tej sytuacji, wykorzystali bardzo podatny grunt, czyli niepewność, wymęczenie i desperację ludzi. To oczywiście fatalna sytuacja dla samych migrantów, bo te obrazy zdominowały przekaz i straciliśmy z oczu tych, którzy codziennie tułają się po polskich lasach, a takich jest przecież większość – ludzi osłabionych, kompletnie bezbronnych, rodziny, kobiety, dzieci, osoby starsze.

Łatwo nam upraszczać rzeczywistość i patrzeć na ludzi jak na jednorodną masę. Ale ten kryzys po raz kolejny uczy, jak bardzo krytycznie trzeba podchodzić do przekazów medialnych, nie poddawać się emocjom pojedynczych wydarzeń i pamiętać o większym obrazie całości. Największe jednak wyzwanie jest takie bardzo ludzkie, czyli żeby mimo wszystko nie tracić empatii, bo to też jest podatny grunt do usprawiedliwienia odwracania wzroku od prawdziwego cierpienia ludzi.

Nie wolno tracić empatii, ale nie sposób nie zauważyć, że na wschodniej granicy Polski splotły się ze sobą dwa kryzysy. Z jednej strony kryzys migracyjny, inspirowany przez reżim Łukaszenki – kryzys o podłożu politycznym. Z drugiej: kryzys humanitarny, dotyczący konkretnych osób, które uwierzyły, że lepszy los jest na wyciągnięcie ręki. Te dwa kryzysy nierozerwalnie ze sobą się łączą.

My, tak jak przy każdym innym kryzysie na świecie, skupiamy się wyłącznie na sytuacji humanitarnej ludzi. Samo podłoże kryzysu – czy to związane z polityką, sytuacją ekonomiczną, zmianami klimatu, czy konfliktem zbrojnym jest dla nas zupełnie nieistotne. Zobowiązuje nas do tego misja PAH, czyli konieczność odpowiedzi na ludzkie cierpienie.

Co chwilę oczywiście natykam się na głosy, że ci ludzie sami są sobie winni, bo nikt ich nie zmuszał do przedzierania się przez granicę. Ale przecież zdecydowana większość tych osób nie miała świadomości, w jak skrajnie trudnej sytuacji się znajdzie. Pośrednicy w tym procederze obiecują zdesperowanym ludziom kilkukilometrowy, bezpieczny spacer przez las. Dla zwiększania zysków kuszą ich perspektywą łatwego dostania się do Unii Europejskiej, do lepszego życia, podczas gdy w rzeczywistości na migrantów czeka często wielodniowa tułaczka po zimnym lesie bez przygotowania, bez ciepłych ubrań, wody, jedzenia, leków.

Jest to szczególnie niebezpieczna sytuacja dla dzieci i kobiet w ciąży, którym grozi hipotermia i odwodnienie. Z drugiej strony jest przemoc, poczucie zagubienia, strach. Ludzie zupełnie nie ze swojej winy znaleźli się w pułapce, przerzucani z jednej strony na drugą, wykorzystywani w politycznej i ekonomicznej grze.

Wprowadzenie stanu wyjątkowego w części kraju, budowa ogrodzenia na granicy z Białorusią, a także zapowiedź budowy dodatkowej zapory. Szefowie MSWiA i MON jasno wskazują, że te działania są podejmowane, aby chronić granicę Polski i zewnętrzną granicę UE. Czy ta narracja do Was przemawia?

Na pewno warto starać się przyjrzeć tej sytuacji bez emocji. W liczbach bezwzględnych osób decydujących się na przejście przez granicę nie jest aż tyle, żeby nie można im było zapewnić bezpiecznych miejsc pobytu tymczasowego u nas w kraju, ale trzeba też pamiętać, że większość migrantów nie planuje zostać w Polsce na stałe. Zwykle starają się dotrzeć do członków rodzin, którzy mieszkają w Niemczech czy innych krajach Europy Zachodniej i którzy pomogą im w rozpoczęciu nowego życia.

Oczywiście każde państwo ma prawo chronić swoje granice, nikt tego nie neguje, ale jednak przy myśleniu o ochronie granic apelowałbym, żeby nie powodować dodatkowego cierpienia, któremu można zapobiec.

Pomiędzy tymi zakrojonymi politycznie założeniami, są również konkretne historie. Zdjęcia zziębniętych dzieci z Michałowa stały się niemalże symbolem kryzysu na granicy. Jakie emocje panu towarzyszą, gdy patrzy pan na takie obrazy?

Od kilku lat przybliżam w mediach historie o kryzysach humanitarnych na świecie, w którym ból, strata, bezmiar nędzy i zagrożenie życia jest codziennością, ale szczerze mówiąc, nawet przez myśl mi nie przeszło, że w tak szybkiej perspektywie obrazy z kryzysów humanitarnych, które miałem przed oczami w Afryce czy na Bliskim Wschodzie, staną się rzeczywistością Podlasia.