Juszczenko poinformował o tym w przemówieniu transmitowanym przez ukraińskie stacje telewizyjne.
"W celu należytego przeprowadzenia wyborów oraz demokratycznego rozwiązania problemów Ukrainy podpisuję dekret wyznaczający datę przedterminowych wyborów na 24 czerwca" - powiedział prezydent.
Uzasadniając swą decyzję, Juszczenko oświadczył, że przeprowadzenie wyborów w końcu maja jest niemożliwe przede wszystkim ze względu na brak kworum w Centralnej Komisji Wyborczej. Gdy w kraju narastał kryzys polityczny, kilku jej członków udało się na zwolnienia lekarskie, uniemożliwiając tym samym działalność CKW.
Prezydent przypomniał o niedawnej uchwale Najwyższego Sądu Administracyjnego, w której zwrócono uwagę, że przekroczone zostały terminy powołania okręgowych komisji wyborczych.
Trzecią przeszkodą jest odmowa sfinansowania wyborów przez rząd większości, na której czele stoi premier Wiktor Janukowycz.
Juszczenko oświadczył, że nie ustąpi wobec żądań koalicji, dotyczących całkowitego odwołania dekretu o rozwiązaniu Rady Najwyższej. "Przedterminowe wybory parlamentarne na Ukrainie odbędą się. Moje stanowisko w tej sprawie jest niezłomne" - podkreślił.
Prezydent ogłosił dekret o rozwiązaniu parlamentu na początku kwietnia. Uzasadnił to tym, że koalicja Partii Regionów Ukrainy, socjalistów i komunistów dąży do utworzenia 300-osobowej większości (w 450-osobowej izbie), przekupując posłów opozycyjnych i obiecując im stanowiska rządowe.
Mając 300 głosów w parlamencie, koalicja mogłaby zmieniać konstytucję, a nawet - czego domagała się Komunistyczna Partia Ukrainy - całkowicie zlikwidować urząd prezydenta.
Dekret rozwiązujący Radę został podpisany po tym, gdy ławy parlamentarne proprezydenckiej Naszej Ukrainy opuścił, wraz z kilkoma stronnikami, były sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Anatolij Kinach. Przeszedł on na stronę Janukowycza, w zamian za tekę ministra gospodarki.
W odpowiedzi na dekret Juszczenki o rozwiązaniu parlamentu opozycja zwiozła do Kijowa tysiące swych zwolenników. Opanowali oni znany z czasów pomarańczowej rewolucji centralny plac stolicy, Majdan Niepodległości, i zaczęli protestować przeciwko nowym wyborom. Jednocześnie akcje popierające prezydenta i wybory prowadziła opozycja - Blok Julii Tymoszenko i Nasza Ukraina.
Deputowani koalicyjni nie ograniczyli się do organizowania wzorowanych na pomarańczowej rewolucji protestów. Zaskarżyli dekret prezydenta w Sądzie Konstytucyjnym. Obrady w sprawie zgodności dokumentu z ustawą zasadniczą trwają od ubiegłego tygodnia i dotychczas nie przyniosły żadnego orzeczenia.
W piątek po południu w Kijowie doszło do pierwszego od początku kryzysu spotkania polityków opozycyjnych i koalicyjnych. Nie przyniosło ono jednak żadnego rezultatu.
Koalicjanci nadal twierdzili, że należy oczekiwać na werdykt Sądu Konstytucyjnego, a jeśli będzie on korzystny dla prezydenta, przystąpić do kampanii wyborczej. Opozycja ze swej strony utrzymywała, że przedterminowe wybory muszą się odbyć.
Do kolejnej rundy rozmów koalicji z opozycją ma dojść w czwartek.
Jeden z polityków Partii Regionów Ukrainy, Taras Czornowił, komentując wystąpienie prezydenta i decyzję o odłożeniu nowych wyborów do czerwca zapowiedział, że ogłoszony w środę wieczorem dekret zostanie zaskarżony w Sądzie Konstytucyjnym.
Oświadczył też, że Juszczenko ostatecznie utracił prawo do określania się mianem prezydenta wszystkich Ukraińców.
"Jutro (w czwartek) zaproponuję wszczęcie procedury impeachmentu Juszczenki" - oznajmił Czornowił.
ab, pap