Co roku ktoś zostaje na Nanga Parbat na zawsze. „My, ze zgniłych nizin, nie mamy o tym pojęcia”

Co roku ktoś zostaje na Nanga Parbat na zawsze. „My, ze zgniłych nizin, nie mamy o tym pojęcia”

Elisabeth Revol i Tomasz Mackiewicz
Elisabeth Revol i Tomasz Mackiewicz Źródło: Facebook / Elisabeth Revol
Ta góra jest z lodu i kamienia. To jedno z niewielu miejsc na świecie, gdzie nie ma ani roślin w żadnej postaci, ani owadów, ani żadnego życia. Nic nie chce rosnąć, nic nie chce żyć bez tlenu i w temperaturze nawet minus sześćdziesiąt stopni. Ta góra mówi: „Nie wchodź na mnie, na mój szczyt nie wiedzie żadna droga, nie jestem miejscem do życia”. A jednak co roku jakiś himalaista pozostaje na niej na zawsze.

Zapewne, gdyby zapytać ćmy, co ją gna do światła, nie umiałaby odpowiedzieć. Czy wie, że ogień ją zabije? Wie dobrze. Czy mimo to poleci? I to wie. Nanga Parbat. A dokładnie: zimowe osiągnięcie szczytu na tę górę. Święty Graal światowego himalaizmu…

W Polsce laicy poznali tę nazwę za sprawą śmierci na szlaku Tomka „Czapkinsa” Mackiewicza, a więc w styczniu 2018 roku. Nawet brzmienie nazwy tej góry jest jakieś niegościnne, jakby ktoś toczył po skałach walizkę, w której zepsuły się kółka: Nanga Parbat.

Źródło: Wprost