"Dziś zadzwoniła z Polski kobieta, która pracowała w tej firmie w ubiegłym roku" - powiedział, pragnący zachować anonimowość pracownik konsulatu.
Placówka w Kolonii zamierza w najbliższych dniach interweniować w sprawie polskich pracowników w urzędzie pracy w Guetersloh.
"Każda opinia jest ważna, im więcej skarg, tym większe szanse skłonienia niemieckich urzędów do działań" - mówi jeden z konsulów. Zdaniem przedstawicieli polskiej placówki, inspekcja pracy w Polsce powinna zainteresować się pośrednikami, kierującymi polskich pracowników do niemieckiej rzeźni.
Z reportażu opublikowanego w poniedziałkowym wydaniu "Gazety Wyborczej" wynika, że w rzeźni Toennies pracuje za 3,5 euro za godzinę kilkuset Polaków. Pracują wyłącznie nocami w przejmującym chłodzie, od 18 do 6 rano, przez siedem dni w tygodniu. Jak twierdzi "GW", poza plastykowymi butami odparzającymi stopy i cienkimi fartuchami fabryka nie dała Polakom żadnej odzieży roboczej, a temperatura przy taśmach z mięsem nie przekracza kilku stopni. Opornych poganiali polscy nadzorcy.
Polacy zatrudnieni są legalnie. Do Niemiec wysłali ich polscy pośrednicy, firmy mięsne IRC Czupryńscy z Nakła i Agro Visbek z Bydgoszczy.
Z informacji konsulatu w Kolonii wynika, że nie jest to pierwszy problem z rzeźnią w Rietbergu. Rok temu powstały problemy z wypłatami pensji dla osób, które wracały do Polski. Gdy kierownictwo rzeźni zorientowało się, że sprawą zaczął interesować się polski konsulat, pieniądze wypłacono.
Sytuacją polskich pracowników w Rietbergu zainteresowało się Europejskie Stowarzyszenie Pracowników Migracyjnych. Agata Żuraw z warszawskiego biura organizacji powiedziała, że Stowarzyszenie przeprowadzi rozmowy z poszkodowanymi, żeby zorientować się, czy chcą walczyć o swoje prawa. "Ci, którzy już wrócili do Polski, są bardziej skorzy do walki, ci, co jeszcze pracują, nie zawsze chcą się włączyć" - wyjaśniła. "Będziemy starali się odzyskać niezapłacone wynagrodzenia za nadgodziny i pracę w nocy, jednak to długi proces" - zastrzegła Żuraw.
W okresie wiosennym i letnim rośnie liczna spraw wymagających interwencji Stowarzyszenia, głównie w budownictwie i rolnictwie. Jednym z najnowszych przypadków jest sprawa 200 polskich robotników pracujących w niemieckim porcie Wilhelmshaven przy remoncie zanieczyszczonego azbestem statku "Rotterdam". Polacy pracujące w azbestowym pyle nie mają nawet odzieży ochronnej - alarmuje stowarzyszenie.
ab, pap