Na ślad cmentarza w prowincji Putamayo, w pobliżu granicy z Ekwadorem, natrafiono w piątek wieczorem. Od tego czasu odkryto już 65 jedno- i kilkuosobowych grobów, ale prokuratura przypuszcza, że w najbliższej okolicy znajdują się dalsze mogiły. Od początku roku w całej prowincji znaleziono już ciała 211 ofiar.
Prawicowe oddziały paramilitarne "paras" były jedną ze stron krwawej, trwającej od czterech dziesięcioleci wojny partyzanckiej w Kolumbii, obok marksistowskich rebeliantów, z którymi toczyli zaciekłe boje, oraz oddziałów rządowych. Od 2003 roku, to jest od ogłoszenia częściowej amnestii, ujawniło się 31 tys. żołnierzy "paras", korzystających z obietnic skrócenia wyroków w zamian za współpracę z władzami.
Zarówno "paras" jak i ugrupowania marksistowskie korzystały przez wiele lat z międzynarodowej koniunktury w handlu narkotykami, czerpiąc środki na swą działalność z wielomiliardowych obrotów kokainą produkowaną z koki, której plantacje zakładano w odległych, trudno dostępnych zakątkach pod ich protektoratem, popełniając przy tej okazji wiele zbrodni.
"Jesteśmy przerażeni okrucieństwami, jakich dopuszczano się z chciwej rządzy zajmowania terenów" pod nowe plantacje - oświadczył w sobotę minister spraw wewnętrznych Carlos Holguin, który poinformował prasę o makabrycznym znalezisku.
Oddziały paramilitarne utworzone zostały przez najbogatsze kręgi kolumbijskie w latach osiemdziesiątych do walki z lewicowymi partyzantami. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych konflikt przekształcił się już właściwie w wojnę kokainowych gangów, walczących głównie o produkcję i szlaki przerzutowe za granicę.
Do tej pory, mimo wielomiliardowej pomocy USA przeznaczanej na walkę z gangami narkotykowymi, Kolumbia jest największym na świecie producentem kokainy.
ab, pap