Nasi zachodni sąsiedzi balansują między kompletną błazenadą a kolejnym w ich historii dryfem na niewłaściwą stronę historii. Elementem tragikomicznym niemieckiej polityki jest oferta wysłania na Ukrainę wojskowych hełmów – w sytuacji, gdy inni sojusznicy ślą już do Kijowa broń przeciwpancerną oraz szykują siły szybkiego reagowania dla zapobieżenia rosyjskiej agresji.
Co gorsza dla Berlina, Ukraińcy rzeczywiście prosili o tego typu pomoc, ale nie o pięć, lecz o sto tysięcy hełmów i kamizelek kuloodpornych, które będą potrzebne dla ochotników w razie inwazji Rosji.
– To żenada, jeśli nasz rząd wierzy, że zakres tego kryzysu może być wyrażany w hełmach – oświadczył były szef komisji spraw zagranicznych Bundestagu, Norbert Röttgen, dodając, że tego typu działania się niebezpieczne dla całych Niemiec.
Gdy wydawało się, że tymi nieszczęsnymi hełmami kanclerz Olaf Scholz tłucze w dno, od spodu zapukali jeszcze pożyteczni idioci z Bundestagu. Jedna z posłanek lewicowej partii Die Linke uznała, że 5 tysięcy hełmów dla Ukrainy to wrogi gest wobec Rosji i – uwaga – niepotrzebne pobrzękiwanie szabelką!
Byłoby to wszystko bardzo śmieszne, gdyby nie fakt, że jednocześnie nie ma dnia, żeby nie wychodziły na jaw kolejne zakulisowe działania rządu Scholza na rzecz Rosji...
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.