Rosyjskie siły gromadzące się przy granicy z Ukrainą mogą pozostawać na swoich pozycjach zaledwie przez kilka dni, zanim będą zmuszone powrócić do pobliskich baz. W przeciwnym wypadku zaryzykują znacznym pogorszeniem ich zdolności bojowej. Takiego zdania są przynajmniej zachodni eksperci i politycy. Uważają oni, że prezydent Putin znajdzie się wkrótce pod rosnącą presją, by wykorzystać swoich żołnierzy do pełnego ataku na Ukrainę, albo odesłać ich do rejonów zgrupowania. Ta druga opcja oznacza, że nadal będą oni na południu i zachodzie Rosji, ale jednak dziesiątki lub nawet setki kilometrów od ukraińskiej granicy.
Rosjanie ruszą, bo wojsko nie zniesie długo trudnych warunków?
Zajmowane obecnie przez rosyjskich żołnierzy wysunięte pozycje, często słabo chronione przed zimnem, mogą być utrzymywane tylko przez krótki czas. W mediach społecznościowych pojawiają się nieliczne dowody na kiepskie warunki, w jakich przebywają obecnie rosyjskie siły. Analityk wojskowy Rob Lee w poniedziałek 21 lutego pokazał zdjęcie około 100 żołnierzy leżących na podłodze dworca kolejowego, znajdującego się 20 km od Ukrainy. Podkreślał, że nie mieli oni racji wojskowych i byli zmuszeni kupować żywność za własne pieniądze.
Innym przykładem mieliby być wojskowi rozlokowani na Białorusi, w lesie w pobliżu miasta Chojniki, 50 km od granicy z Ukrainą. Jeden z lokalnych mieszkańców opisał ich jako ludzi, którzy „dużo piją i wyprzedają duże ilości swojego paliwa”, sugerując brak dyscypliny mimo wysokiego politycznego napięcia.
Zachodni wywiad szacuje, że około jednej trzeciej wszystkich rosyjskich sił zbrojnych zostało „taktycznie rozlokowanych” na frontowych pozycjach, w gotowości do działania. Ich ruchy są od kilku tygodni uważnie monitorowane z użyciem powietrznych i innych środków obserwacji.
Czytaj też:
Mistyfikacja Putina. „Rosyjska armia inwazyjna to kolos na glinianych nogach”