W sobotę 5 marca ogłoszono częściowe zawieszenie broni, aby cywile z Mariupola i Wołnowachy mogli opuścić miasto. Zawieszenia broni domagał się mer Mariupola Wadym Bojczenko. Wskazywał, że jest to konieczne, by „przywrócić funkcjonowanie podstawowych infrastruktur i ustanowić korytarze humanitarne, by sprowadzić żywność i leki do miasta”. Porozumienie w tej sprawie zawarły delegacje Rosji i Ukrainy w trakcie rozmów pokojowych 3 marca.
Wojna na Ukrainie. Nieudana ewakuacja Mariupola
Szybko okazało się jednak, że Rosjanie nie zamierzają przestrzegać umów. Jak donosiły ukraińskie media, tylko około pół godziny trwała przerwa w działaniach wojskowych. W związku z ostrzałem ze względów bezpieczeństwa odwołano ewakuację ludzi. Wcześniej również pojawiały się niepokojące informacje. Iryna Wereszczuk, wicepremier Ukrainy oraz minister ds. terytoriów czasowo okupowanych, informowała, że rosyjska strona wykorzystuje sytuację w ramach zawieszenia ognia i „posuwa się naprzód”.
Burmistrz Mariupola: Miasto jest zablokowane
O „400 tysiącach zakładników” po przerwanej ewakuacji Mariupola pisze agencja Unian, powołując się na wystąpienie mera. – Teraz miasto jest zablokowane, jesteśmy zabijani jako naród, jako mieszkańcy Ukrainy. Rosyjscy okupanci ostrzeliwali dziś dzielnice mieszkalne. Samoloty zrzucały dziś bomby – opowiadał Bojczenko.
– Jako burmistrz miałem zorganizować transport i miejsca ewakuacji ludzi. I w tym momencie, gdy wychodziliśmy, wrogie wojska rosyjskie przerwały rozejm i zaczęły ostrzeliwać. Cudem obyło się bez ofiar, ale sprzęt został uszkodzony. Potrzebujemy gwarancji bezpieczeństwa. Od sześciu dni trwa ostrzał. Mamy nadzieję, że dzisiejsze negocjacje doprowadzą do utworzenia korytarza. Ze swojej strony robimy wszystko, co konieczne – mówił.
Raport Wojna na Ukrainie
Otwórz raport