Dyrektor ukraińskiej kopalni dla „Wprost”: Jak wyją syreny to przynajmniej chować się nie trzeba

Dyrektor ukraińskiej kopalni dla „Wprost”: Jak wyją syreny to przynajmniej chować się nie trzeba

Kopalnia obok Nowowołyńska w Ukrainie
Kopalnia obok Nowowołyńska w Ukrainie Źródło: Karolina Baca-Pogorzelska
Wojna w Ukrainie wymusiła zmianę planów kopalń czarnego złota. Część górników poszła walczyć, godzina policyjna przeorganizowała system pracy, robione są zrzutki dla armii, a węgiel trafia za darmo do piecyków w punktach kontrolnych, których nawet na zachodzie kraju jest mnóstwo. – Przynajmniej jak wyją syreny alarmowe chować się nie trzeba, bo chłopcy są pod ziemią – mówi „Wprost” Wołodymyr Jurkiw, dyrektor jednej z kopalni.

W Lwowsko-Wołyńskim Zagłębiu Węglowym z 22 funkcjonujących kopalń na terenie obwodów lwowskiego i wołyńskiego działa dziś osiem. I to tylko dlatego, że procesy likwidacyjne zostały wstrzymane. Jedna jest w budowie, jednak jak mówią nam górnicy, decyzji o jej otwarciu nadal nie ma. Ale nadzieja wciąż jest.

W Czerwonogrodzie (obwód lwowski) i okolicach działa dziś sześć zakładów. W okolicach Nowowołyńska (obwód wołyński) dwa, w oczekiwaniu na otwarcie kopalni nr 10 w budowie, która mogłaby produkować nawet milion ton węgla rocznie. Pojechaliśmy do kopalni nr 9 obok Nowowołyńska na rozmowę z jej dyrektorem. Dyrekcja boryka się z brakiem ludzi, bo 40 proc. górników poszło walczyć.

Źródło: Wprost