Yuriy Bilichenko: Charków broni teraz Lublina, Mariupol – Krakowa, a Kijów – Warszawy

Yuriy Bilichenko: Charków broni teraz Lublina, Mariupol – Krakowa, a Kijów – Warszawy

Yuriy (z prawej) z kolegą Oleksandrem
Yuriy (z prawej) z kolegą Oleksandrem Źródło: Archiwum prywatne
Jako Ukrainiec mieszkający w Polsce i jako obywatel Polski zdaję sobie sprawę, że Charków broni w tej chwili Lublina, Czernihów – Białegostoku, Mariupol – Krakowa, a Kijów broni Warszawy – mówi Yuriy Bilichenko, przedsiębiorca mieszkający w Polsce, pomagający ukraińskim żołnierzom obrony terytorialnej.

Krystyna Romanowska: Mieszka pan w Polsce od 19 lat. W sytuacji wojny z Rosją pomaga pan żołnierzom ukraińskich wojsk obrony terytorialnej. To pana koledzy z piaskownicy?

Yuriy Bilichenko: Można tak powiedzieć. Pochodzę ze Lwowa. Już po tygodniu od wybuchu wojny zaczęli dzwonić do mnie koledzy z mojego rodzinnego miasta z prośbą o pomoc. To znajomi z dzieciństwa, którzy wyjechali do Kijowa i służą teraz w obronie terytorialnej. Dostali tylko broń, a muszą mieć też półprofesjonalne oprzyrządowanie wojskowe. Służą w tym, w czym wyszli z domu, w cywilnych ubraniach, nie zawsze nawet mając porządne buty do biegania po gruzowiskach. Potrzebują dosłownie wszystkiego, zaczynając właśnie od butów, a kończąc na kamizelce kuloodpornej. Niestety, stereotypowe myślenie o żołnierzach jest takie, że „to państwo im wszystko zapewnia”. Tak nie jest. Z kilku powodów: pomoc z centrali idzie długo i rzadko, woluntariusze działają szybciej i sprawniej. Liczba żołnierzy wzrasta. Do niedawna mieliśmy 290 tysięcy wszystkich służb mundurowych. W tej chwili już jest około 700 tysięcy. Wiadomo, że jest duża rotacja, bo ludzie giną w wojnie. Część magazynów sprzętu wojskowego zostało zniszczonych. Zapotrzebowanie w tej chwili jest duże, także dla regularnych oddziałów wojskowych. Przecież ta wojna trwa tak naprawdę już 8 lat.

Źródło: Wprost