Agresja Rosji rozpoczęła się na wschodzie Ukrainy osiem lat temu, a teraz okupanci ostrzeliwują Charków, Odessę, Kijów, Mariupol i inne miasta. Mężczyźni idą walczyć, by bronić państwa, a co mają zrobić kobiety? Pomagają jak mogą, np. w restauracji słynnego trenera piłkarskiego Myrona Markewycza w Winnikach – pisze dla „Wprost” studentka ze Lwowa, Solomiya Ilkiv.
Solomiya Ilkiv pochodzi ze Lwowa i jest studentką III roku dziennikarstwa Lwowskim Uniwersytecie Narodowym im. Iwana Franki. Fotografia to jeden z jej sposobów na zapamiętanie życia takiego, jakim jest w danej chwili. Na zdjęciach lubi pokazywać prawdziwych ludzi i wydarzenia: bez masek i fałszu. Uwielbia czytać, głównie fikcję, w tym fantastykę i antyutopię. Chętnie sięga po przysłowiowe pióro: jednak, odkąd studiuje dziennikarstwo, robi to nie tylko po to, by tworzyć poezję. „Teraz” – jak sama mówi – „już po prostu wiem, jak napisać coś więcej”.
Wojna. Straszne słowo, które znamy z historii albo z wiadomości. Nikt nie pomyślał, że będzie się ono odnosić do każdego z nas. We Lwowie, Łucku, Czerniowcach czy Iwano-Frankowsku sytuacja jest dość stabilna i spokojna, więc zaczęły tutaj działać organizacje wolontariackie, by jak najlepiej pomagać w dalej położonych, zapalnych miejscach. Restauracje, bary i salony tatuażu zostały ośrodkami dla uchodźców lub punktami zbioru żywności, ciepłej odzieży i leków. Tak stało się z miejscem, które odwiedziłam.
Źródło: Wprost
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.