Czy wspomniałem, że nienawidzę wcześnie wstawać? Cóż, mogliście o tym zapomnieć. Teraz budzą mnie długie syreny. Jeszcze miesiąc temu słyszałem je tylko raz na kilka tygodni, jako alarm treningowy. W nowej rzeczywistości uruchamiają niemal codziennie w różnych miastach Ukrainy. Kiedyś po takiej syrenie wystarczyło włączyć radio lub telewizor i upewnić się, że to tylko próba. Teraz musisz mieć nowy nawyk – pisze dla „Wprost” o pierwszych dniach inwazji Petro Kozak, student ze Lwowa.
Petro Kozak urodził się we Lwowie. Studiuje dziennikarstwo (I rok studiów magisterskich) na Lwowskim Uniwersytecie Narodowym im. Iwana Franki. Interesuje się historią i polityką. Prowadzi badania nad ekosystemami mediów oraz ich wpływem na zachowanie zwykłego użytkownika.
Do kościoła zamiast do piwnicy
Rano, drugiego dnia inwazji, czekało mnie zaskakująco bolesne odkrycie. Wiele osób, w tym moja rodzina, nie zdawało sobie jeszcze sprawy z tego, że jeśli zabrzmi syrena, to należy się ukryć. Gdy w domu usłyszeliśmy ten charakterystyczny huk, co prawda się obudziliśmy, ale nikt – mimo moich próśb i ostrzeżeń w mediach – nie spieszył się, by się schować. Zrobili to dopiero wtedy, gdy babcia przez okno zobaczyła, że ludzie z innych budynków – taszcząc walizki – chowają się do piwnic i magazynów.
Źródło: Wprost
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.