Ośmiogodzinny strajk, rozpoczęty o godzinie 10, doprowadził do odwołania 394 lotów Alitalii oraz około 80 rejsów innych linii, a także do znacznych opóźnień. Skutki protestu będą odczuwalne jeszcze przez wiele godzin.
Największy chaos panował od rana na rzymskim lotnisku Fiumicino, gdzie odwołano prawie 200 lotów Alitalii, a także Air France, Austrian Airlines, Lufthansy i American Airlines. Zdezorientowani pasażerowie stali w długich kolejkach do punktów informacyjnych i biwakowali w terminalach. Nie brakowało również protestów i buntów.
Wiele lotów zarówno włoskich, jak i zagranicznych linii odwołano praktycznie na wszystkich lotniskach w kraju.
Na lotnisku Ciampino w pobliżu Wiecznego Miasta odwołano około jednej trzeciej lotów tanich linii lotniczych.
Wśród odwołanych samolotów były również te do Aten, którymi włoscy kibice mieli lecieć na środowy finał piłkarskiej Ligi Mistrzów, w którym Milan zagra z Liverpoolem. Pozostałych kilkanaście samolotów z kibicami odnotowało znaczne opóźnienia.
Tymczasem trwa "wojna na liczby" między związkowcami - organizatorami strajku a władzami ruchu lotniczego. Urząd Lotnictwa Cywilnego ogłosił, że w strajku uczestniczyło tylko 15 procent kontrolerów ruchu lotniczego. Oni sami zaś informują o wysokim udziale w proteście.
Z kolei dyrekcja Alitalii w wydanym komunikacie podała, że z powodu strajku stewardess odwołano tylko 30 lotów. Reszta anulowanych połączeń to według kierownictwa firmy efekt akcji strajkowej kontrolerów.
Personel pokładowy Alitalii domaga się podpisania nowego układu zbiorowego i usprawnienia organizacji pracy, zaś głównym postulatem kontrolerów ruchu lotniczego są podwyżki płac. Większych zarobków żądają również stewardessy.
Według szacunków w wyniku wtorkowego strajku przeżywająca poważny kryzys ekonomiczny i prywatyzowana właśnie Alitalia straci 4-5 milionów euro.
ab, pap