Dziennikarze BBC rozmawiali z Ołena i Oleksandrem po tym, jak małżeństwo dotarło do zachodniego Lwowa.
Wcześniej para trafiła do rosyjskiego obozu filtracyjnego, kiedy próbowała uciec z oblężonego Mariupola. Po przejściu 3 km z domu do punktu ewakuacyjnego, zostali zawiezieni do rosyjskiego centrum uchodźców utworzonego w dawnej szkole we wsi Nikolske, na północny zachód od Mariupola. – To było jak prawdziwy obóz koncentracyjny – mówi 49-letni Oleksandr.
Ukraińscy urzędnicy porównywali centra do tych, które Rosjanie utworzyli podczas wojny w Czeczenii, kiedy tysiące Czeczenów było brutalnie przesłuchiwanych, a wielu z nich zaginęło.
Ołeksandr i Olena mieli pobrane odciski palców i sfotografowano ich ze wszystkich stron. Przez kilka godzin byli przesłuchiwani przez rosyjskich funkcjonariuszy bezpieczeństwa. Bali się, że Rosjanie sprawdzą ich telefony, więc usunęli z nich wszelkie dowody, które mają jakikolwiek związek z Ukrainą, w tym zdjęcia ich córki z ukraińską flagą.
Ocalały z Mariupola: Ludzie są wywożeni do Doniecka, torturowani
– Jeśli ktoś był podejrzany o to, że jest »ukraińskim nazistą«, zabierali go do Doniecka w celu dalszego śledztwa lub morderstwa – relacjonował Ołeksandr, ale BBC nie było w stanie zweryfikować tych informacji. – To było bardzo niebezpieczne i ryzykowne. Każda mała wątpliwość, każdy mały znak oporu – i mogliby zabrać cię do piwnic na przesłuchania i tortury. Wszyscy bali się, że zostaną wywiezieni do Doniecka – mówił mężczyzna.
W obozie panowały koszmarne warunki sanitarne.
– Nie wyobrażacie sobie, jak strasznie tam było – mówiła Ołena.
Opowiadała, że osoby starsze spały na korytarzach bez materacy i koców. Była tylko jedna toaleta i jedna umywalka na tysiące ludzi. Wkrótce zaczęła się rozprzestrzeniać czerwonka (choroba zakaźna jelit, objawiająca się biegunką). – Nie było jak zrobić prania, jak się umyć, okropnie cuchnęło – mówiła kobieta.
Ołena i Ołeksandr uciekli z prywatnym kierowcą. Zaryzykowali.
– Nie mieliśmy wyboru. Albo deportacja do Rosji, albo próba ucieczki z prywatnymi kierowcami – powiedziała Ołena. Najpierw dotarli do Berdiańska, później z innym kierowcą do Zaporoża, a później do Lwowa.
Mer Mariupola Wadym Bojczenko zwrócił uwagę w rozmowie z BBC, że wyjazd z miasta prywatnym pojazdem to niebezpieczeństwo, bo wiele prywatnych busów jedzie do Rosji. – Od początku wojny Rosjanie nie pozwalają na ewakuację cywilów z Mariupola – przypomina.
Walentyna, której także udało się uciec, nosi w sobie szczególną nienawiść do kadyrowców, czeczeńskich bojowników, mocno zaangażowanych w oblężenie Mariupola. – Kadyrowcy polowali na kobiety i dziewczęta, by je gwałcić. Gdy im odmawiały, zabijali je. - Nie mogę uwierzyć, że ludzie mogą być takimi zwierzętami. Zero człowieczeństwa, zero współczucia – mówiła.
Walentyna i jej niepełnosprawny mąż Ewgenij też zdołali uciec w zeszłym tygodniu. Wsiedli do autokaru do mniejszego miasta na Ukrainie. Jej zdaniem proces ewakuacji przyspieszył w ich przypadku ze względu na wiek i niepełnosprawność męża (Rosjanie dzielili ludzi w obozach na grupy, a młode osoby czekały na ewakuację dłużej).
– Kiedy zobaczyliśmy ukraińskich żołnierzy, ukraińską flagę, usłyszeliśmy język ukraiński, wszyscy w autobusie się rozpłakali – wspomina. To niewiarygodne, że udało nam się przeżyć i uciec z piekła – dodała Walentyna.
Czytaj też:
Zełenski: Zbrodnie w Mariupolu i tzw. referendum zakończą nasze rozmowy pokojowe z Rosją