Białoruski satrapa stwierdził, że Rosja napadła 24 lutego na Ukrainę, bo Kijów "prowokował Rosję". Aleksander Łukaszenka zaznaczył, że nie jest na tyle w tę sprawę zaangażowany, by wiedzieć, czy wszystko idzie teraz zgodnie z planem. Pokusił się jednak o niepochlebną dla Rosjan uwagę. – Chcę jeszcze raz podkreślić: Mam wrażenie, że ta operacja przeciąga się w czasie – stwierdził.
Łukaszenka o broni atomowej
W wywiadzie pojawiły się pytania o ryzyko użycia przez Rosję broni jądrowej na Ukrainie. Zdaniem Łukaszenki, nie dojdzie do tego. – To niedopuszczalne, ponieważ dzieje się tuż przy nas – nie jesteśmy za oceanem jak Stany Zjednoczone – wskazał. Podzielił się też osobliwą teorią. – Jest to również nie do przyjęcia, ponieważ mogłoby wykopać Ziemię z orbity nie wiadomo dokąd – ocenił.
„Nie zgadzamy się na wojnę”
Lider Białorusi, jedynego kraju, który otwarcie opowiedział się po stronie Rosji, zapewniał, że wielokrotnie wzywał do zakończenia wojny. – Kategorycznie nie zgadzamy się na żadną wojnę. Robiliśmy i robimy wszystko, żeby nie było wojny – mówił. Prawdopodobnie była to próba wpisania się w kremlowską narrację o „operacji specjalnej” – Rosjanie jak ognia unikają słowa „wojna” w kontekście inwazji na Ukrainę.
Łukaszenka przekonywał też, że Rosja „z definicji” nie może przegrać tej wojny. Tłumaczył, że przeciwko niej jest „aż 50 państw”, a wśród sojuszników – tylko Białoruś. Putina nazwał „starszym bratem” i zapewniał, że prezydent Rosji nie dąży do bezpośredniego konfliktu z NATO, a Zachód powinien zadbać o to, by do niego nie doszło.
– On najprawdopodobniej nie chce globalnej konfrontacji z NATO. Wykorzystajcie to. Wykorzystajcie to i zróbcie wszystko, aby do tego nie doszło. W przeciwnym razie, nawet jeśli Putin nie będzie tego chciał, wojsko zareaguje – ostrzegał.