Przypomnijmy: w maju ubiegłego roku służby Aleksandra Łukaszenki zmusiły do lądowania w Mińsku pilotów samolotu, który leciał z Aten do Wilna. Na pokładzie maszyny znajdowało się dwoje białoruskich opozycjonistów, którzy natychmiast po wylądowaniu zostali aresztowani.
Sześć lat kolonii karnej i grzywna
Zatrzymani to dziennikarz Roman Protasiewicz i jego partnerka Sofia Sapiega. Oboje zostali oskarżeni o pomoc w organizowaniu demonstracji antyrządowych, które przetoczyły się przez Białoruś po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 r.
W piątek, sąd w Grodnie uznał Sapiegę winną i skazał na sześć lat kolonii karnej oraz grzywnę w wysokości 167,5 tys. rubli białoruskich. Sapiega musi również pokryć koszty postępowania sądowego.
Sapiega nie będzie składać apelacji
Wyrok nie jest prawomocny, ale Sapiega nie zamierza składać apelacji. Jak poinformował w rozmowie z BBC pełnomocnik opozycjonistki, zamierza ona zwrócić się do prezydenta Łukaszenki z prośbą o ułaskawienie.
Proces Sapiegi rozpoczął się w marcu i odbywał się za zamkniętymi drzwiami. Oskarżona zgodziła się na współpracę z organami ścigania. Sugerowała m.in., że przymusowego lądowania samolotu w Mińsku dokonali współpracownicy Protasiewicza z opozycji.
Wymuszone przyznanie się do winy
Wszystko wskazuje na to, że Sapiega składała zeznania pod przymusem. Białoruscy opozycjoniści zwracają uwagę, że pokazowe procesy polityczne, w których zmusza się oskarżonych szantażem lub torturami do współpracy ze śledczymi, to „normalna” praktyka reżimu Łukaszenki.
Podobnie było zresztą w przypadku Romana Protasiewicza. Niedługo po jego aresztowaniu, w białoruskiej telewizji emitowano nagrania, w których przyznawał się do stawianych mu zarzutów. Tymczasem na twarzy Protasiewicza można było dostrzec plamy, które sugerowały ślady pobicia.