Na Donbas przyjeżdżamy w sobotę, 7 maja, prosto z Charkowa, gdzie relacjonowaliśmy rosyjską agresję. Mieliśmy na początek spotkać z merem Konstantynówki, ale gdy byliśmy w drodze okazało się, że właśnie to miasto zostało zaatakowane rosyjskimi rakietami. Pojechaliśmy więc do Kramatorska, gdzie stacjonujemy, ale zdecydowaliśmy się na spędzenie 9 maja w Słowiańsku – symbolu putinowskiej agresji.
Słowiańsk
Noc z 8 na 9 maja miała być przełomową. Cała Ukraina spodziewała się zmasowanych ataków rakietowych. Władze kraju na 8 i 9 maja ogłosiły podwyższone ryzyko rosyjskich ataków z powietrza właśnie na te dwa dni. Ale przed nimi rakiety spadły na przykład na Zakarpacie, które ani razu od 24 lutego nie było zaatakowane. Rosyjska „propaganda sukcesu” miała na celu pokazać, że żadne miejsce w Ukrainie nie jest dziś bezpieczne. Choć obecnie Donbas jest najniebezpieczniejszym z nich.
9 maja w południe mamy się spotkać z merem Słowiańska, Wadymem Lachem. Tuż przed naszym spotkaniem, gdy rozmawiamy przez telefon, niedaleko centrum spada rosyjska rakieta.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.