Znaleźć rozmówcę z okupowanego przez Rosjan terytorium nie jest łatwo. Pierwsze osoby, do których się zwracam, z przerażeniem odmawiają. Jedna Pani nie ukrywa oburzenia: „Dobrze wam tam w bezpiecznym Kijowie, a tu u nas”.... W końcu udaje mi się skontaktować z dwiema kobietami, które zgadzają się w porozmawiać: Olena i Kateryna. Olena ma 52 lata, pochodzi z Chersonia. W okupowanym mieście żyje jej 82-letni ojciec. Wskutek silnego stresu spowodowanego wojną, szybko postępuje u niego demencja. Olena poprosiła sąsiadkę aby nie wypuszczała ojca z mieszkania. Kontakt z Chersoniem utrzymuje regularnie. – Tato żyje jak w klatce – żali się
Mer miasta Ihor Kolychajew podkreśla, że w klatce żyje cały Chersoń. Okupanci usunęli go ze stanowiska, a na jego miejsce wyznaczyli Rosjanina. Mianowali także swojego wojskowego komendanta i szefa administracji. Nowym komendantem policji został kolaborant z Krymu.
„Staramy się tę klatkę porządkować, naprawiać życie ale... jesteśmy w klatce. Wielu usiłuje z niej uciekać, na własne ryzyko. Bez żadnych gwarancji. Wielu ginie” - pisze Kolychajew.
Kto oddał Chersoń?
Chersoń, to jedyne miasto obwodowe, jakie udało się zająć rosyjskiej armii. Do prawie 300-tysięcznego miasta najeźdźcy bez problemu weszli z Krymu. Pytanie, kto oddał Chersoń, zawisło w próżni. Polityczni analitycy i moi rozmówcy zgadzają się co do jednego – przed wtargnięciem miasto opuścili wszyscy funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, policji i kierownictwo obwodu. Przesmyk Czongarski, administracyjna granica z Krymem, z niejasnych powodów został rozminowany na krótko przed wojną. Rosyjskie czołgi wjechały do Chersonia jak na paradę.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.