Władze Ukrainy każdego dnia publikują informacje o stratach wojsk rosyjskich. Skala strat jest olbrzymia. Z ukraińskich szacunków wynika, że od 24 lutego do 28 maja okupanci stracili oni m.in. 1330 czołgów, 3258 bojowych pojazdów opancerzonych, 628 systemów artyleryjskich, 203 wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych, 207 samolotów, 174 śmigłowce, 2226 pojazdów kołowych, 13 jednostek pływających czy 503 bezzałogowce.
„To nie powinno się wydarzyć”
Zdaniem Ukraińców, w sobotę została przekroczona szokująca bariera. Rosjanie mieli stracić już 30 tys. żołnierzy. Liczba ta obejmuje zabitych, rannych, zaginionych i wziętych do niewoli. Dla porównania, w trakcie trwającej blisko dekadę wojny w Afganistanie, do Związku Radzieckiego wróciło w trumnach ok. 15 tys. żołnierzy.
„30 000. Czy ta ogromna liczba nas cieszy? Nie. To nie powinno się wydarzyć. Ale dopóki na naszej ziemi pozostanie choć jeden wrogi żołnierz, nadal będziemy nieszczęśliwi, bez względu na to, ile zer zostanie dodanych do tej okropnej statystyki” – napisano na Twitterze ministerstwa obrony Ukrainy.
Coraz bardziej zacięte walki w Donbasie
Warto zaznaczyć, że publikowane przez władze Ukrainy liczby mają charakter orientacyjny, co wynika choćby z wciąż prowadzonych działań wojennych. Sytuacji nie ułatwia również to, że Rosjanie celowo zaniżają swoje straty. Zachodni eksperci są jednak zgodni, że najeźdźcy ponoszą na Ukrainie ogromne straty w ludziach i sprzęcie.
Główną areną walk jest obecnie Donbas. Jak pisaliśmy przed południem, jednym z głównych celów Rosjan jest zdobycie miasta Łyman w północnej części obwodu donieckiego. „To prawdopodobnie wstępna operacja następnego etapu rosyjskiej ofensywy w Donbasie” – ostrzega brytyjski wywiad.
Czytaj też:
Pociski Harpoon w akcji. „Poślemy resztę rosyjskiej floty na dno”