W Mariupolu panuje katastrofalna sytuacja, o czym mówi się od wielu tygodni. Miasto znajdowało się pod ostrzałem przez ponad dwa miesiące od początku marca. W tym czasie Rosjanie zniszczyli ponad 90 proc. budynków i zabili według ostrożnych szacunków co najmniej 20 tys. mieszkańców.
Zwłoki ofiar były pospiesznie grzebane na skwerach i podwórkach i zwożone do masowych mogił na przedmieściach. Wiele z nich przez długi czas po prostu leżało na ulicach. Pojawiały się doniesienia o pracujących w mieście mobilnych krematoriach. Wielu zabitych nadal znajduje się pod gruzami. W ostatnich dniach Rosjanie usuwali ciała ofiar bombardowania Teatru Dramatycznego.
Władze ostrzegają, że ogromna liczba zwłok w połączeniu z rosnącymi temperaturami może doprowadzić do wybuchu epidemii. Zniszczone podczas bombardowań wodociągi są pospiesznie przywracane przez Rosjan do użytku, choć nie działa m.in. kanalizacja. Nie ma żadnych badań wody, która popłynęła przez nieużywane przez ponad dwa miesiące rury.
Sterta zwłok w supermarkecie
Najnowsze doniesienia z miasta pokazują, że Rosjanie kompletnie nie panują nad sytuacją epidemiczną. Doradca mera Mariupola udostępnił na Telegramie zdjęcie wykonane „niedawno”. Fotografia została zrobiona w supermarkecie „Szczirij kum” w lewobrzeżnej części miasta. Jak pisze Petro Andriuszczenko, okupanci urządzili tam „składowisko zwłok”. „Tutaj Rosjanie zwożą ciała zabitych, które wymyło z mogił przy próbie uruchomienia wodociągu, a częściowo – ekshumowanych” – relacjonuje. „ Po prostu je zwalają na kupę, jak śmieci” – dodaje.
Zdjęcie jest na tyle drastyczne, że nie publikujemy go. Można je znaleźć na profilu Andriuszczenki na Telegramie. Na fotografii widać kilkanaście gnijących ciał poowijanych w koce czy dywany, częściowo wystających spod prowizorycznych nakryć. Zwłoki rzucone są chaotycznie w jednym miejscu. Jak pisze Andriuszczenko – to „pełna demonstracja braku człowieczeństwa i zagrożeń związanych z epidemią”. Przed jej wybuchem oficjalnie ostrzega Światowa Organizacja Zdrowia.
Urzędnik podkreśla, że w zniszczonym mieście nie działają kostnice, ale brakuje też ludzi, którzy mogliby się zająć pochówkami. Chętni mają być rekrutowani nawet w Moskwie.