Przypomnijmy: protokół północnoirlandzki stanowi część umowy, regulującej warunki wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Zgodnie z postanowieniami protokołu, Irlandia Północna pozostała częścią jednolitego rynku unijnego w zakresie obrotu towarami.
Protokół miał zapewnić pokój w Irlandii Północnej...
W praktyce oznacza to, że utrzymano brak granicy celnej pomiędzy wspomnianą brytyjską prowincją a Irlandią. W jakim celu zdecydowano się na wprowadzenie tego nietypowego rozwiązania?
Rząd w Londynie obawiał się, że przecięcie Zielonej Wyspy barierą celną może doprowadzić do tego, że w Irlandii Północnej odżyje konflikt pomiędzy pomiędzy republikanami a unionistami, czyli zwolennikami zjednoczenia Irlandii a zwolennikami pozostania częścią Wielkiej Brytanii.
... ale konfliktu nie udało się uniknąć
Sęk w tym, że innym skutkiem protokołu północnoirlandzkiego jest pojawienie się faktycznej granicy celnej Irlandią Północną a pozostałą częścią Wielkiej Brytanii. Powoduje to zakłócenia w dostawach towarów przez Morze Irlandzkie.
Co gorsza, unioniści głośno mówią o tym, że taka sytuacja podważa status ich prowincji jako części składowej całego państwa. Sytuacja staje się coraz bardziej napięta, gdyż z tego powodu Democratic Unionist Party (pol. Demokratyczna Partia Unionistyczna) zablokowała utworzenie rządu północnoirlandzkiego.
Na mocy porozumienia wielkopiątkowego z 1998 r., które formalnie zakończyło konflikt w Irlandii Północnej, wygrywająca wybory partia ma obowiązek porozumieć się z największym ugrupowaniem opozycyjnym w kwestii podziału stanowisk w egzekutywie. Republikańska partia Sinn Féin (pol. My sami), która wygrała majowe wybory, znalazła się w patowej sytuacji.
Ustawa przejdzie bez zgody Komisji Europejskiej?
W poniedziałek, brytyjski rząd przedłożył w parlamencie projekt ustawy, która modyfikuje treść protokołu północnoirlandzkiego. Jej uchwalenie oznaczałoby jednostronne wprowadzenie zmian, tj. bez aprobaty Komisji Europejskiej. Od miesięcy prowadzi ona w tej sprawie negocjacje z Londynem, które nie przyniosły dotychczas żadnych rezultatów.
– Projekt ustawy podtrzyma porozumienie z Belfastu [wielkopiątkowe – red.] i przyczyni się do stabilności politycznej w Irlandii Północnej. Położy kres niemożliwej do utrzymania sytuacji, w której mieszkańcy Irlandii Północnej są traktowani inaczej niż reszta Zjednoczonego Królestwa, ochroni nadrzędność naszych sądów i naszą integralność terytorialną – tłumaczyła minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Liz Truss.
„Postępy w negocjacjach możemy osiągnąć tylko wtedy, gdy”...
Przekonywała, że brytyjski rząd nie może pozwolić na dalsze zaognianie sytuacji w Irlandii Północnej. Truss, jako główny negocjator w rozmowach na temat zmiany protokołu, skrytykowała Komisję Europejską za nieprzejednane stanowisko.
– Jest to rozsądne i praktyczne rozwiązanie problemów, z którymi boryka się Irlandia Północna. Zabezpieczy ono jednolity rynek Unii Europejskiej i sprawi, że nie będzie twardej granicy na wyspie Irlandii. Jesteśmy gotowi zrealizować te postulaty w rozmowach z UE. Jednak postępy w negocjacjach możemy osiągnąć tylko wtedy, gdy UE będzie skłonna zmienić sam protokół. Obecnie tak się nie dzieje – uzupełniła Truss.
Jakie zmiany chce wprowadzić Londyn?
Projekt ustawy przewiduje zmiany protokołu w czterech obszarach. Po pierwsze, w celu załatwienia problemów brytyjskich przedsiębiorców utworzonoby tzw. zielony i czerwony kanał. Zielony kanał byłby przeznaczony dla towarów, które trafiałyby do Irlandii Północnej z pozostałej części Wielkiej Brytanii. Byłyby one transportowane bez żadnych kontroli i bez zbędnej biurokracji.
Natomiast czerwony kanał byłby przeznaczony dla towarów eksportowanych z Anglii, Szkocji czy Walii przez Irlandię Północną do państw Unii Europejskiej. Zgodnie z prawem unijnym, takie towary podlegałyby pełnej kontroli w portach północnoirlandzkich.
Po drugie, zlikwidowanoby bariery regulacyjne, aby przedsiębiorcy mogli wprowadzać na rynek Irlandii Północnej towary zgodne ze standardami obowiązującymi w Wielkiej Brytanii. Po trzecie, mieszkańcy Irlandii Północnej mogliby korzystać z takich samych ulg podatkowych, co pozostali brytyjscy obywatele. Po czwarte, spory na linii Londyn-Bruksela byłyby rozstrzygane przez niezależny arbitraż, a nie przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
„Jednostronne działania szkodzą wzajemnemu zaufaniu”
Komisja Europejska krytycznie odnosi się do planów brytyjskiego rządu. Wielokrotnie ostrzegała, że jednostronna zmiana protokołu północnoirlandzkiego byłaby złamaniem prawa międzynarodowego. Stanowiłoby to naruszenie całej umowy brexitowej, która została zaakceptowana przez Londyn w 2019 r.
„Jednostronne działania szkodzą wzajemnemu zaufaniu” – skomentował Marosz Szefczovicz, wiceszef Komisji Europejskiej. Nie zaufanie tu jednak chodzi. Jeśli Brytyjczycy uchwalą sporną ustawę, może to spowodować zawieszenie całej umowy o handlu i współpracy między Wielką Brytanią a Unią Europejską, a mówiąc wprost – wojnę handlową.
Londyn broni się, że „nie ma innego sposobu” zabezpieczenia podstawowych interesów swojego państwa. Wskazuje również na termin „konieczność” w prawie międzynarodowym, który uzasadnia sytuację, w której „jedynym sposobem, w jaki państwo może zabezpieczyć podstawowe interesy”, jest niestosowanie albo nawet złamanie – innego zobowiązania międzynarodowego. „Jesteśmy przekonani, że postępujemy zgodnie z prawem” – skwitowała szefowa MSZ Wielkiej Brytanii.
Czytaj też:
Strach przed Sinn Féin może skończyć się wojną handlową między Unią a Wielką Brytanią