Mer Czernihowa poinformował w mediach społecznościowych, że na granicy nie został wpuszczony do Polski. Władysław Atroszenko miał podpisać umowę o partnerstwie i pomocy dla zarządzanego przez siebie miasta. Ukraiński polityk za całą sytuację obwinił urzędników, którym zarzucił „polityczne gierki”. Takie działania według mera działają krzywdząco na rzecz Czernihowa i dyskredytują prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.
Atroszenko przedstawiając szczegóły napisał, że jako członek czteroosobowej delegacji miał stawić się w Rzeszowie. Oprócz podpisania umowy o partnerstwie miał również wystąpić na sesji. Ukraińskiemu politykowi nie pozwolono przekroczyć Krakowca. Jak wyjaśnił, pojawiły się pewne problemy z jego dokumentami. Mer Czernihowa podkreślił, że jedynie u niego wystąpiły tego rodzaju kłopoty. Zapewniał, że miał wszystkie niezbędne pisma.
Mer Czernihowa nie pojawi się w Rzeszowie. Został zatrzymany na granicy
Ukraiński polityk relacjonował, że strażniczka graniczna bez podania powodów zabrała jego dokumenty i zaproponowała rozmowę z przełożonymi. Według Atroszenki za atakiem stoi jeden z pracowników Kancelarii Prezydenta Ukrainy. Dodał, że z podobnych powodów próbowano mu uniemożliwić podróż na Światowe Forum Ekonomiczne w szwajcarskim Davos.
Mer Czernichowa podsumował, że cała sytuacja to nic innego niż „arogancja urzędników wyższego szczebla, którzy chcą w ten sposób zaznaczyć swoją obecność, a tym samym przekroczyć swoje uprawnienia”. Atroszenko zakończył, że takie działania utrudniają mu wykonywanie obowiązków służbowych i dyskredytują prezydenta.
Czytaj też:
23 lutego uciekł z Ukrainy. Mógł przekazać Rosji ważne informacje o Czarnobylu