Michał Banasiak: Unia Europejska nakłada sankcje na Rosję od czterech miesięcy. Finansowe, eksportowe, surowcowe czy sportowe. Dlaczego akurat na wstrzymanie tranzytu grupy towarów do Kaliningradu Kreml zareagował tak ostro?
Marek Gołkowski: W sprawach Kaliningradu Unia Europejska zawsze szła Rosjanom na rękę. Jeśli chodzi o tranzyt przez Litwę podpisano przecież specjalne porozumienie. W Rosji powstało więc przeświadczenie, że co by się nie działo, obwód kaliningradzki jest nie do ruszenia. Że Litwa będzie współpracować, bo jest do tego zobowiązana. A tu się okazało, że jest inaczej. Zapowiadane sankcje faktycznie weszły w życie. Rosjan to zaskoczyło. Zakładali, że Europa jest słaba i zawsze będzie szła na ustępstwa.
To nie pierwsze sankcje, które dotykają Kaliningrad. Wcześniej obwód odczuł chociażby zakaz eksportu niektórych towarów z Unii do Rosji.
Przez co zakłady Awtotor, składające BMW i południowokoreańskie półciężarówki stanęły. To największy – po wojsku – pracodawca w obwodzie. A więc mnóstwo ludzi zostało bez pracy. Na to nałożyło się zaburzenie w płynności dostaw towarów z Rosji i związana z tym panika wykupowania towarów ze sklepów.
Mieszkańcy obwodu mogą zacząć się buntować?
Absolutnie nie. Oczywiście jest niezadowolenie, które będzie narastać, ale na tym koniec. To są ludzie przyzwyczajeni do życia w ciągłym zagrożeniu i niedostatku. Są gotowi ograniczyć swoje potrzeby do zera. Mówi się, że wystarczy im wódka, do tego jakiś kartofelek, cebula… I nie ma w tym przesady. A z tymi produktami sobie poradzą.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.