„To największe zwycięstwo na rzecz życia od pokolenia” – ogłosił triumfalnie Donald Trump po tym, jak amerykański Sąd Najwyższy ogłosił wyrok w sprawie Dobbs vs Jackson, unieważniający wcześniejsze orzeczenie w sprawie Roe vs Wade z 1973 r. Za tym prawniczym żargonem kryje się kwestia bardzo gorąca światopoglądowo, ale także niezwykle istotna polityczna, czyli prawo do aborcji. Amerykański Sąd Najwyższy wyrokiem sprzed 49 lat uznał, że powinna być ona legalna w całym kraju. Teraz ta decyzja została cofnięta.
Zgodnie z nowym orzecznictwem o tym, czy przerywanie ciąży jest zgodne z prawem, czy nie, decydować będą poszczególne stany. Już wiadomo, że co najmniej 15 z nich zakaże aborcji, kolejnych osiem mocno ją ograniczy. Kolejnych 10 jest pod tym względem neutralnych – co sugeruje, że w najbliższym czasie ta kwestia stanie się w tych stanach jedną z najbardziej palących politycznie w czasie wyborów.
Urzędy i zaszczyty
Trump zmianę porządku prawnego związanego z aborcją potraktował jako osobisty sukces. „Było dla mnie zaszczytem doprowadzić do tego!” – ogłosił. Oczywiście, w jego słowach dużo typowych dla niego zadufania i bufonady, ale akurat do tej decyzji przyłożył się w bardzo dużym stopniu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.