W połowie maja w Korei Północnej odnotowano pierwszy przypadek koronawirusa. Władze kraju tłumaczą, że fala pandemii COVID-19 rozpoczęła się od tego, że obywatele dotykali „obce rzeczy”, które spadły w pobliżu granicy z Koreą Południową. Seul w odpowiedzi na oskarżenia zapewnił, że „nie ma możliwości”, aby SARS-CoV-2 dostał się do reżimu Kim Dzong Una w ten sposób – poinformowało BBC.
Aktywiści z Korei Płd. od lat wysyłają przez granicę balony z ulotkami i pomocą humanitarną. Północnokoreańskie media donoszą, że oficjalne dochodzenie wykazało, że koronawirusem zakaziły się dwie osoby. Pozytywny wynik na obecność COVID-19 mieli uzyskać 18-letni żołnierz oraz pięcioletnie dziecko. Obywatele Korei Płn. zostali uczuleni, aby uważać na przedmioty, które dostają się do ich kraju przez wiatr i inne zjawiska klimatyczne na granicę i wzdłuż linii demarkacyjnej.
Koronawirus w Korei Północnej. Reżim Kim Dzong Una tłumaczy falę zakażeń
Granica pomiędzy Koreą Północną i Południową jest jedną z najsilniej strzeżonych granic na świecie. Wszystkie „dziwne” obiekty mają być natychmiast zgłaszane, aby zostały usunięte przez specjalny zespół ds. walki z epidemią. W ostatnich tygodniach pojawiły się spekulacje, że Korea Północna przyjęła ofertę szczepionek wyprodukowanych w Chinach. Nie wiadomo jednak, ile osób zostało zaszczepionych.
W połowie czerwca północnokoreańskie władze informowały o tym, że w kraju wybuchła „niezidentyfikowana epidemia” choroby jelitowej. Według ekspertów jest to nieprzetestowana infekcja koronawirusa. Korea Płn. przez długi czas utrzymywała, że jest całkowicie wolna od COVID-19, chociaż zdaniem specjalistów SARS-CoV-2 mógł krążyć po tym kraju znacznie wcześniej. Eksperci uważają też, że reżim Kim Dzong Una nie podaje prawdziwych danych ws. spadków i pierwszej fali.
Czytaj też:
Niezidentyfikowana epidemia w Korei Północnej. Kim Dzong Un podejmuje „konkretne kroki”