Przywódca Białorusi w trakcie rocznicowego wystąpienia mówił wiele o sytuacji międzynarodowej. W pewnym momencie nawiązał do wątku powrotu broni jądrowej na Białoruś. – Ten temat pojawił się w rozmowach z prezydentem Rosji po tym, jak Polacy zwrócili się do Amerykanów z prośbą o sprowadzenie broni jądrowej do Polski – stwierdził białoruski dyktator, wbrew faktom. Polski rząd nie prowadzi bowiem zbrojeń atomowych. Nie przeszkadzało to jednak Łukaszence w ciągnięciu dalej narracji.
– Wtedy powiedziałem prezydentowi Putinowi: dlaczego udajemy, że nic się nie dzieje? Długo się konsultowaliśmy i stwierdziliśmy, że musimy być gotowi na symetryczną odpowiedź w ciągu 24 godzin. Aby to zrobić, musimy się przygotować. I będziemy się przygotowywać – stwierdził.
Co ciekawe, słowom Łukaszenki o planach dostawy przez Rosję broni atomowej dla Białorusi zaprzeczał już wcześniej rzecznik Kremla. – Putin nie mówił o tym – tłumaczył Pieskow. Potwierdził jednak, że Rosja dostarczy jednak Białorusi „środki do przenoszenia różnych rodzajów broni”.
Łukaszenka o ataku Ukraińców
Tego samego dnia nie brakowało także innych osobliwych wypowiedzi Łukaszenki. Białoruski dyktator oskarżył Ukrainę o prowokacje. – Muszę wam to powiedzieć: trzy dni temu, może trochę więcej, była próba uderzenia w obiekty wojskowe na terytorium Białorusi z terytorium Ukrainy. Ale, dzięki Bogu, systemy przeciwlotnicze Pancyr-S1 były w stanie przechwycić wszystkie rakiety wystrzelone przez Siły Zbrojne Ukrainy – mówił.
Nie podał, gdzie miało dojść do ostrzału, ani nie przedstawił żadnych dowodów. Choć władze Ukrainy nie odnoszą się oficjalnie do tych twierdzeń, tamtejsze media piszą o nich w stanowczym tonie jako o kłamstwie.