Karolina Baca-Pogorzelska: Jak od maja, od naszego ostatniego spotkania, zmieniła się sytuacja w Słowiańsku i okolicy?
Wadym Lach: Na pewno obserwujemy nasilenie ostrzałów miasta i to już nie tylko rakietami, ale także artylerią. Zniszczona została infrastruktura, dlatego w całym mieście nie ma wody i gazu. W części nie ma też energii elektrycznej, jednak w 90 proc. jest ona dostępna. Woda jest dowożona mieszkańcom. Z przywracaniem dostaw prądu jest ciężko, bo jedna z brygad, która w ubiegłym tygodniu jechała usuwać awarię została ostrzelana, jedna osoba została ranna.
Wtedy mówił pan, że wyjechało 70 proc. ze 100 tys. mieszkańców. Jak jest teraz?
Wyjechało 80 proc. Ci co zostali mówią oczywiście, że nie wyjadą, bo nie mają dokąd, to ich ziemia, na nich nigdzie nikt nie czeka. To nie jest tak, że my organizujemy wyjazd turystyczny i będziemy kogoś za darmo wozić, karmić utrzymywać.
Część ludzi, która wyjechała, już wróciła, dostają pomoc humanitarną i zasiłki socjalne. Jestem w stanie zrozumieć tych, co mają tu pracę i z tego punktu widzenia czują się bezpieczniej. Nie rozumiem jednak starszych i schorowanych, którzy mieszkają na ósmym piętrze i nie wyjeżdżają.
Czytaj też:
Duch Kijowa znalazł godnego następcę. Kim jest „zaporoski mściciel”?
Ale chyba też jest część prorosyjskich mieszkańców?
Jest jakiś odsetek tych, co czekają na „wybawicieli”, którzy z jakiegoś powodu myślą, że wraz z przyjściem Rosji ich życie tu będzie lepsze. Nie rozumiem tego, bo widzą, co stało się w Mariupolu, Łymaniu czy Swiatohirśku po wejściu rosyjskiej armii. Ale co ja mam tu do powiedzenia. Nie mogę tych ludzi przekonywać.
Jak ktoś jest rozsądnym człowiekiem, to wie, jakie „ulepszenia” przyniosły rosyjskie wojska. Niech mi więc oni wyjaśnią, na czym to lepsze życie miałoby polegać.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.