Do potwornego wypadku w Chorwacji z udziałem polskiego autokaru doszło w sobotę około godz. 5.40 na autostradzie A4, na północ od Zagrzebia między miejscowościami Jarek Bisaszki i Podvorec. Autokarem jechała grupa Polaków, którzy uczestniczyli w pielgrzymce do Medziugorie zorganizowanej przez Biuro Bractwa św. Józefa. Pątnicy wyruszyli w piątek z Częstochowy. W autokarze znajdowały się 42 osoby z okolic Sokołowa, Konina i Jedlni pod Radomiem.
Do zdarzenia odniosło się polskie MSZ w najnowszym komunikacie. "Informacje o katastrofie polskiego autobusu przyciągają uwagę opinii publicznej. Wiele z przekazywanych informacji zawiera nieprzychylne komentarze o wciąż niemożliwej do zakończenia identyfikacji wszystkich poszkodowanych. Wiele osób czeka na ostateczne wyjaśnienie losów swoich bliskich. Chcielibyśmy wyjaśnić dlaczego procedura identyfikacyjna tak długo trwa" - przekazała Ambasada RP w Zagrzebiu.
Trudność identyfikacji poszkodowanych w wypadku w Chorwacji
"Nikt z podróżnych (podobnie jak prawie wszyscy z nas) nie nosi na szyi nieśmiertelnika z danymi osobowymi. Nikt też nie podróżuje z dokumentami w kieszeni. Te z reguły są w bagażu podręcznym (torebka, plecak, itp.) i znajdują się blisko właściciela. W momencie wypadku siła uderzenia sprawia, że bagaż podręczny przemieszcza się i to nawet wiele metrów. Ratownicy medyczni przybyli na miejsce zdarzenia ratują ludzi a nie ich bagaż z dokumentami" - wyjaśniono w komunikacie.
Wskazano, że jeżeli ktoś jest przytomny to można łatwo ustalić jego tożsamość, natomiast w przypadku osób zmarłych lub nieprzytomnych tak nie jest. "Można próbować porównywać konkretne osoby do znalezionych dokumentów lub otrzymanych fotografii, ale w wielu przypadkach jest to ze względu na odniesione obrażenia niemożliwe lub obarczone ryzykiem sporego błędu, tym bardziej że dokumenty tożsamości mają 10-cio letni okres ważności i fotografie tam zamieszczone często odbiegają od aktualnego wyglądu właściciela dokumentu. Wszystkim osobom pobierane są odciski palców, które muszą być przekazane urzędowo przez władze chorwackie" - czytamy w komunikacie.
Ambasada RP w Zagrzebiu zbiera też od rodzin informacje o znakach szczególnych, które mogą pomóc w identyfikacji.
"Dysponujemy wstępną listą poszkodowanych. W każdym przypadku była ona weryfikowana w oparciu o listy pasażerów od organizatora wyjazdu, na podstawie posiadanych przez nas dokumentów i fotografii, zgłoszeń otrzymanych na naszą infolinię i przekazanych nam znaków szczególnych oraz rozmów z przytomnymi pasażerami. W przypadkach bezspornych (a zwłaszcza osób przytomnych) przekazaliśmy rodzinom informacje o losie ich bliskich. W przypadkach budzących wątpliwości co do tożsamości osoby poszkodowanej nie mamy prawa przekazywać dalej takiej informacji" - pisze Ambasada RP w Zagrzebiu.
Wypadek w Chorwacji. MSZ: Nie możemy popełnić błędu
W komunikacie podkreślono, że ktoś mógł się dosiąść w czasie jazdy lub po drodze opuścić autobus. Czasem nawet rodziny, które już przyjechały do Chorwacji mają wątpliwości co do tożsamości ich bliskich. "Same przypuszczenia to za mało, żeby przekazać komukolwiek informację o śmierci danej osoby. Z osobami nieprzytomnymi jest podobnie. Nie możemy popełnić błędu" - napisano.
Postępowanie w sprawie wypadku (oraz czynności identyfikacyjne) prowadzą władze chorwackie. Odbywa się ono przy czynnym udziale Ambasady RP w Zagrzebiu jak i polskiej policji. MSZ czyni wszystko, aby procedura pełnej identyfikacji została zakończona jak najszybciej. W wypadku zginęło 12 osób a kilkanaście osób wciąż przebywa na oddziałach intensywnej terapii.
Czytaj też:
„To było straszne, jak w horrorze”. Strażak relacjonuje wypadek w Chorwacji