Rodzina Rhodes po 15 latach mieszkania w Hongkongu wracała do ojczyzny. 5 sierpnia Helen Rhodes wraz z mężem i dwójką dzieci leciała przez Frankfurt do Wielkiej Brytanii. Jednak w trakcie lotu doszło do tragedii, okazało się, że kobieta zmarła we śnie.
Od momentu, w którym rodzina zorientowała się, że Helen nie żyje, do najbliższego lądowania miało minąć osiem godzin. Zdecydowano, że ciało kobiety pozostanie na tym samym miejscu – obok dzieci i męża. „Chociaż było to niezwykle traumatyczne dla rodziny, wszyscy mieli czas, aby powiedzieć jej to, co musieli jej powiedzieć” – czytamy w opisie internetowej zbiórki pieniędzy, którą przyjaciele kobiety założyli, aby wesprzeć finansowo jej rodzinę w trudnym dla nich czasie.
Cieszyła się na powrót do domu
Po wylądowaniu we Frankfurcie, służby zabrały ciało kobiety z samolotu. Rodzina Helen kontynuowała podróż do Wielkiej Brytanii.
Rodzina pochodzi z Maidenhead w Berkshire w południowo-wschodniej Anglii. Znajomi Helen relacjonują, że Helen bardzo się cieszyła z powrotu do Wielkiej Brytanii. Chciała być blisko przyjaciół i rodziny, których nie widziała od początku pandemii.
Nadal nie wiadomo, dlaczego kobieta zmarła w trakcie lotu. „The Times of London” donosi, że miała 46 lat. „Ta strata jest niewyobrażalna. Helen była oddaną żoną i matką. Była spoiwem, które łączyło tę rodzinę” – napisali przyjaciele kobiety.
Czytaj też:
Zamówiła wegański posiłek na 10-godzinny lot. Blogerka turystyczna oszołomiona