Walizkę z ludzkimi szczątkami kupiła nowozelandzka rodzina z Auckland. Policja nie sądzi, aby nabywcy byli w jakikolwiek inny sposób zamieszani w sprawę. Śledczy ujawnili, że może chodzić o kilka zestawów szczątków, a nie jedno ciało, jak początkowo podejrzewano.
W ramach wielotorowego śledztwa policja i prokuratura sprawdzają teraz m.in. do kogo należały ludzkie szczątki z walizki. Zaplanowano serię sekcji u koronera. Pechowi nabywcy byli jedynie w stanie powiedzieć, że kupili walizkę na aukcji, a przedmiot wystawiono tam jako „nieposiadający właściciela”.
„Doceniamy duże zainteresowanie sprawą ze strony opinii publicznej, jednak biorąc pod uwagę naturę odkrycia, wciąż jest wiele tropów do zbadania” – przekazali śledczy odpowiedzialni za walizkę. „Priorytetem policji pozostaje potwierdzenie zidentyfikowania zmarłych, by można było ustalić pełne okoliczności stojące za tym odkryciem” – informowano. „Doprowadzi to także do wskazówek ze strony najbliższej rodziny zmarłych. Biorąc jednak pod uwagę naturę odkrycia, może to zająć trochę czasu” – dodawano.
Służby zapewniły, że sprawa walizki nie wiąże się z bezpośrednim zagrożeniem dla obywateli Nowej Zelandii. W rozmowie z portalem Newshub sąsiad rodziny kupującej bagaż wyraził współczucie dla znajomych. – Szkoda mi ich, bo nie mają z tym nic wspólnego. A ktokolwiek to zrobił, niech się ujawni. To trochę nie fair koleś. To wstrząsające – mówił.
Czytaj też:
9-latka zasztyletowana w angielskim Bostonie. W mieście stanie jej pomnik