Wyciek nie zagraża bezpieczeństwu, ale może skomplikować zimowy plan energetyczny rządu - poinformowało w poniedziałek niemieckie ministerstwo. Teraz konieczny jest remont, który może potrwać około tygodnia.
Elektrownia Isar 2, położona w południowej Bawarii, miała zostać wyłączona pod koniec roku w ramach niemieckiego planu wycofania się z energii jądrowej. Jednak wojna w Ukrainie i wynikający z niej spadek importu energii z Rosji spowodowały zmianę polityki, a rząd planuje teraz utrzymanie w gotowości dwóch z trzech pozostałych elektrowni jądrowych do przyszłego roku - pisze Reuters.
Ministerstwo środowiska poinformowało, że wraz z ministerstwem gospodarki "rozpatrują nową sytuację i jej konsekwencje". PreussenElektra GmbH jest spółką zależną niemieckiego zakładu energetycznego E.ON i operator Isar 2 przekazała, że reaktor może działać do planowanego terminu wygaszenia, jednak tygodniowe wyłączenie byłoby konieczne w październiku, jeśli zakład miałby działać dłużej niż do końca tego roku.
Niemcy boją się rosyjskiego szantażu
Pisaliśmy wcześniej, że do końca tego roku Niemcy miały wycofać się z energii jądrowej. Jednak minister gospodarki poinformował, że dwie z trzech działających jeszcze elektrowni pozostaną w gotowości na wypadek, gdyby nie udało się pozyskać energii z innych kierunków. Decyzja została podjęta krótko po tym, jak Gazprom ograniczył o 80 proc. przesył gazu, co uzasadnia usterką gazociągu Nord Stream.
Niemiecki minister gospodarki Robert Habeck poinformował, że zapadła ostateczna decyzja o wydłużeniu działalności dwóch elektrowni atomowych, które zlokalizowane są w południowo-zachodniej Badenii Wirtembergii i południowo-wschodniej Bawarii. Trzy elektrownie miały zostać zamknięte do końca tego roku i tym samym nasi zachodni sąsiedzi na dobre rozstaliby się z atomem, ale działać będą do połowy kwietnia 2023 r. Z tej liczby zniknie tylko jedna.
Czytaj też:
Niemiecki zwrot w sprawie atomu. Mogą działać dłużej