– Nie jedziesz przypadkiem do Charkowa – zapytała kobieta, zatrzymując auto w centrum Dergaczy, miejscowości położonej jakieś 20 km na północ od Charkowa, nieco w kierunku zachodnim. Od lipca, gdy byliśmy tam ostatni raz, zniszczeń przybyło. Ale przybyło też ludzi, którzy decydują się wracać do swoich domów po tym, jak tydzień temu sytuacja zaczęła się normować. Może to za dużo powiedziane, bo każdy wciąż drży, czy orkowie nie wrócą, ale dominuje jednak wiara, że teraz będzie już tylko lepiej.
Do Charkowa jeszcze nie wracaliśmy, bo w planie było Słatyne i Prudzianka, do których wcześniej nie udało się dojechać ze względu na rosyjski ostrzał.
W lipcu opisywaliśmy historię ciężarnej Oli, która wyjechała z Prudzianki do Charkowa, gdzie urodziła syna. Już wtedy mówiła, że nie będzie miała dokąd wracać. W poniedziałek przekonaliśmy się na własne oczy, że miała rację.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.