Pod tabliczką na wjeździe do Iziuma zdjęcia robią sobie chyba wszyscy – i cywile, i mundurowi. Naprawdę trudno jest uwierzyć w to, co stało się 10 września, czyli w zaskakujące wyzwolenie okupowanego od 1 kwietnia miasta. Do lutego mieszkało tu jakieś 40 tys. ludzi. Zostało może 10 tys.
Władze miasta informują, że zginęło co najmniej tysiąc cywilów, bo przez ostatnie miesiące spadło tu jakieś 500 rakiet – kolejne eksplozje słyszeliśmy wyjeżdżając w czwartek. Według danych państwowych infrastruktura miejska została zrujnowana w 80 proc. Nie ma tu wody, prądu ani gazu.
Za wjazdowym blokpostem po prawej stronie, w lesie, nie da się nie zauważyć rosyjskich okopów. Orkowie upatrzyli je sobie akurat tuż przy cmentarzu. I kolejny cmentarz tam urządzili. Oprócz dziur wykopanych tam na ukrycie czołgów i rosyjskiego syfu (naprawdę ciężko o bardziej adekwatne słowo), jaki żołnierze wroga zostawiają po sobie wszędzie, na miejscu odkryto groby ponad 400 osób. Od kilku dni trwają ekshumacje ciał, które zbliżają się do finału.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.