"Rozmowy póki co wskazują, że sytuacja jest bardzo trudna. Polska nie ma w zwyczaju cofać się tam, gdzie ma rację" - oświadczył prezydent dziennikarzom w nocy z czwartku na piątek po ponad godzinnym spotkaniu z kanclerz Niemiec Angelą Merkel, prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym oraz prezydentem Litwy Valdasem Adamkusem.
"Ja nie mogę niestety powiedzieć, że jestem optymistą. Moim obowiązkiem jako członka Rady Europejskiej (formalna nazwa szczytu UE), jest rozmawiać do końca i będę rozmawiał do końca" - powiedział prezydent.
Jak powiedział rzecznik Sarkozy'ego David Martinon, prezydent Francji zaproponował, by do kwestionowanego przez Polskę systemu głosowania podwójną większością głosów państw i obywateli dołożyć hamulec bezpieczeństwa, tzw. kompromis z Joaniny (Janiny - od nazwy miejscowości w Grecji).
Podczas spotkania czterech przywódców miała panować bardzo nerwowa atmosfera, zwłaszcza ze strony Sarkozy'ego, który naciskał na Polskę, by zaakceptowała kompromis z Joaniny.
Polsce ta propozycja jednak nie wystarcza, bo kompromis z Joaniny już istnieje w obecnym projekcie eurokonstytucji. "Chyba że zostałby poważnie wzmocniony i był elementem szerszego pakietu ofert dla Polski" - tłumaczą źródła polskie.
Tzw. kompromis z Joaniny umożliwia krajom odwlekanie decyzji przez "rozsądny czas", nawet jeśli nie mają one wystarczającej mniejszości blokującej. Ten mechanizm nie pozwala na torpedowanie decyzji w nieskończoność, a ponadto nie został zapisany w samej konstytucji, jak chciała Polska, ale w osobnej deklaracji politycznej. Ponadto zapisano w niej, że mechanizm mógłby przestać obowiązywać do 2014 roku.
"My jesteśmy gotowi przyjąć różne inne rozwiązania, ewentualnie pod wieloma warunkami, ale muszą być akceptowalne" - powiedział prezydent Kaczyński.
Polska zgłosiła ustnie i na piśmie cztery propozycje kompromisowe, które do rana w piątek mają analizować eksperci niemieckiego przewodnictwa. O dziewiątej rano w piątek rozpoczyna się pierwsze bilateralne spotkanie prezydenta z kanclerz Merkel. Spotkania bilateralne maja potrwać całe przedpołudnie, dopiero potem zostanie wznowiony szczyt w gronie "27".
Wśród polskich propozycji jest opóźnienie wejścia w życie nowych, uproszczonych zasad podejmowania decyzji w Radzie UE do 2020 roku, czyli jedenaście lat po planowanym wejściu w życie nowego traktatu.
Polsce chodzi o to, by według preferencyjnego dla Polski systemu z Nicei, który nadal by do tego czasu funkcjonował, przyjąć kolejne dwa porozumienia w sprawie wieloletnich planów budżetowych. To ważne, bo kolejny budżet, po wejściu w życie nowego traktatu, ma być przyjęty nie jednomyślnie, ale kwalifikowaną większością głosów.
W Brukseli trwa od czwartku szczyt europejski, podczas którego przywódcy państw UE podejmują próbę wyjścia z impasu konstytucyjnego. Mają przyjąć mandat na otwarcie negocjacji nowego, uproszczonego traktatu, który zastąpi odrzuconą przez Francuzów i Holendrów eurokonstytucję.
Pierwszy dzień szczytu zakończył się bez przełomu. Polska nie zgadza się na kluczowy element projektu mandatu nowego traktatu, czyli system podejmowania decyzji w Radzie (ministrów) UE tzw. podwójną większością państw (55 proc.) i obywateli (65 proc.).
Coraz bardziej prawdopodobne jest, że szczyt przedłuży się do późnych godzin w nocy z piątku na sobotę.
tvn24.pl, pap, ss, ab