Podczas spotkania w sprawie bezpieczeństwa wojskowego białoruski dyktator wyjaśnił, że jego kraj bierze udział w „operacji specjalnej” (tak Rosja określa inwazję na Ukrainę), ale – co podkreślił – nikogo nie zabija. – Nigdzie nie wysyłamy naszego wojska. Nie naruszamy naszych zobowiązań – oświadczył.
- Nasz udział ma zapobiec rozprzestrzenieniu się tego konfliktu na terytorium Białorusi. Po drugie – aby zapobiec uderzeniu na Białoruś pod przykrywką specjalnej operacji wojskowej z Polski, Litwy i Łotwy. Z terytorium Białorusi nikt nie będzie strzelał w plecy Rosjanom – powiedział Łukaszenka.
Aleksandr Łukaszenka przyznał, że Białoruś bierze udział w wojnie w Ukrainie
Białoruski dyktator przyznał też, że w jego kraju „leczy i karmi się nie tylko Rosjan, ale też uchodźców, biednych ludzi, którzy przyjeżdżają do nas z Ukrainy”. – To 400-500 osób dziennie. Jak mielibyśmy tego nie robić? To jest nasz udział w tej operacji wojskowej. Innego nie ma i nie będzie – podsumował.
Samozwańczy prezydent Białorusi w swoim wystąpieniu zaatakował też państwa Zachodu. Stwierdził, że „w Europie pozostają 35-tysięczne siły NATO, ponieważ od ćwierćwiecza polityka prowadzona przez jego kraj przeszkadza Zachodowi”. Dodał, że „około 25 tysięcy żołnierzy przebywa w krajach, które bezpośrednio graniczą z Białorusią”.
Jak informowaliśmy wcześniej, Aleksandr Łukaszenka ogłosił mobilizację, która może objąć również nastolatków. Nie dotyczy ona jednak poboru do wojska, ale pomocy rolnikom w zbiorach. – Otworzył się ogromny rynek dla rolnictwa i przedsiębiorstw. Możemy sprzedać wszystko w Rosji i Chinach – tłumaczy prezydent Białorusi.
Czytaj też:
Łukaszenka wspomniał o Polsce. „Jest pod tym względem najbardziej aktywna”