W opublikowanym w niedzielę wywiadzie dla dziennika "La Repubblica" ostro skrytykował władze Polski i Wielkiej Brytanii za to, że "chcą słabej Europy" i podkreślił, że nie ustawił się w kolejce do telefonu do premiera Kaczyńskiego, gdyż jego zdaniem byłoby to "trochę upokarzające".
Prodi, były przewodniczący Komisji Europejskiej, przyznał w rozmowie z włoską gazetą: " Przez tyle lat nie widziałem nigdy z taką bolesną jasnością, że istnieją dwie Europy: jedna, większościowa, która wierzy i która chce iść naprzód; druga, dla której dążenie do pomniejszenia roli Unii jest narodowym celem politycznym".
Szef włoskiego rządu dodał, że jest "rozgoryczony spektaklem", na jakim się znalazł; "spektaklem - jak wyjaśnił - w wykonaniu niektórych państw, gotowych pozbawić Europę jej najgorętszego aspektu, aspektu serca". W tym kontekście wymienił Wielką Brytanię, Polskę, Czechy i Holandię.
Romano Prodi powiedział, że prezydent Lech Kaczyński wyjaśnił mu, iż nie może podzielać stanowiska Włoch ze względu na różnice dzielące oba narody. "Ale jak to? Jeśli są dwa narody, zjednoczone poprzez głębokie uczucia chrześcijańskie, długie rządy polskiego papieża, wspólną historię cierpienia i ucisku i które nigdy nie prowadziły ze sobą wojny, to właśnie są to Polacy i Włosi"- oświadczył premier Prodi. Następnie zapytał sarkastycznie: "I teraz, w imię Europy, odkrywamy, że się różnimy? Czy to żarty?".
"Historia wydaje się w bezlitosny sposób ciążyć na tych państwach, które nie są w stanie zrozumieć tego, że wielkość Europy została stworzona jako wyzwanie wobec historii. To wyzwanie powinno być kontynuowane" - podkreślił. Zauważył, że eurosceptycyzm, który istniał od dawna, stał się teraz "doktryną". "To wszystko bardzo smutne"- powiedział.
Prodi zapytany przez dziennikarza rzymskiej gazety o to, czy nie poczuł się odsunięty na bok, gdy w nocy z piątku na sobotę, w przeciwieństwie do kanclerz Niemiec, prezydenta Francji oraz premierów Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Luksemburga nie prowadził telefonicznych negocjacji z polskim rządem, odparł, że w żadnym razie, gdyż "wtedy wszystko było już i tak postanowione".
"Chodziło tylko o to, by zrobić małe przedstawienie, a ja przyznam, że przekazywanie sobie telefonu, by zamienić kilka okolicznościowych słów z Kaczyńskim, uważam prawdę mówiąc za trochę upokarzające" - oświadczył premier Włoch.
Jego zdaniem, znacznie bardziej przydatne było wtedy prowadzenie negocjacji z kilkoma innymi delegacjami.
Podsumowując zaś powiedział: "uważam, że dobrze postąpiłem".
pap, ss