Rezultaty szczytu to "sygnał dla obywateli, że duża, licząca 27 państw Unia Europejska potrafi podejmować trudne decyzje. To jest nie do przecenienia" - powiedziała Huebner w poniedziałek w Brukseli polskim korespondentom.
Jej zdaniem, szczyt pozwolił zdać egzamin tym wszystkim krajom członkowskim, które czują się odpowiedzialne za UE i to w czasie obiektywnie krótkim - dwóch dni negocjacji. Na szczycie przyjęto bardzo precyzyjny mandat - pozwoli on najpóźniej do końca roku przyjąć nowy traktat UE, który zastąpi odrzuconą przez Francuzów i Holendrów eurokonstytucję.
Mimo że nowy traktat ma wejść w życie w 2009 roku, przywódcy państw UE uzgodnili, że do 2014 roku będą obowiązywały dotychczasowe, korzystne dla Polski zasady głosowania w Radzie UE, jakie przewiduje Traktat z Nicei. Dopiero potem zacznie obowiązywać system podwójnej większości państw (55 proc.) i obywateli (65 proc.) z eurokonstytucji. Przez trzy kolejne lata, do 2017 roku, każdy kraj będzie mógł jednak zażądać głosowania w systemie nicejskim i jeśli zbuduje mniejszość blokującą - decyzja nie zapadnie.
Forsowany przez Polskę przed szczytem tzw. system pierwiastkowy w żaden sposób nie został uwzględniony w mandacie negocjacyjnym.
"Czy po stronie polskiej pierwiastek był tylko taktyką negocjacyjną, czy rzeczywistym, oczekiwanym rozwiązaniem, nie mnie o tym przesądzać i spekulować. Myślę, że to nie ma zresztą dziś znaczenia" - powiedziała Huebner poproszona o ocenę polskiej strategii negocjacji na szczycie.
"Jestem przekonana, że propozycja, która została przyjęta, jeżeli chodzi o głosowanie w Radzie UE będzie dobrze służyć zarówno Polsce jak i UE. Przyjęto pewien okres przejściowy pozwalający na oswojenie się z nowym systemem głosowania. Traktat z Nicei wszedł w życie w 2004 i to jest bardzo krótki okres doświadczeń" - dodała Hubener.
Jej zdaniem doświadczenia z obowiązywania systemu nicejskiego dowodzą, że nie sam system głosowania jest najważniejszy, ale umiejętność budowania sojuszy.
"W tym systemie, zdecydowanie korzystnym dla średnich państw, były zarówno głosowania przegrane jak i wygrane (przez Polskę) i to relatywizuje znaczenie głosowania i mierzenia wagi każdego kraju" - powiedziała polska komisarz. "Najważniejsze jest precyzyjne określenie własnego interesu i zbudowanie dobrej koalicji" - dodała.
Za znaczące dla Polski Huebner uznała też ustalenia szczytu dotyczące tzw. kompromisu z Joaniny (Janiny - od miejscowości w Grecji), który umożliwia odwlekanie decyzji w Radzie UE przez "rozsądny czas", tak by szukać kompromisu z krajami, które są przeciwne jakiejś decyzji, a nie dysponują razem wystarczającą mniejszością blokującą.
"+Kompromis z Joaniny+ nie jest pustym instrumentem, pod warunkiem, że się go rozsądnie używa" - powiedziała Huebner w odpowiedzi na pojawiające się zarzuty co do słabości tego mechanizmu. Podkreśliła, że chodzi jedynie o takie decyzje, które dotyczą spraw fundamentalnych - racji stanu bądź znaczącego interesu państw członkowskich, które chcą powołać się na "kompromis z Joaniny".
Zdaniem Huebner zapisy z mandatu, które będą dołączone do nowego traktatu, na temat "kompromisu z Joaniny", mają nadrzędną pozycję nad regulaminem wewnętrznym Rady o podejmowaniu decyzji.
Art. 11. tego regulaminu przewiduje, że na wniosek jednego państwa przewodniczący Rady UE w każdej chwili musi zarządzić głosowania.
W deklaracji ze szczytu na temat "kompromisu z Joaniny" czytamy, że "Rada czyni wszystko, co leży w granicach jej uprawnień, aby w rozsądnym terminie (..) osiągnąć zadowalające rozwiązanie wątpliwości podniesionych przez członków Rady. W tym celu przewodniczący Rady, wspierany przez Komisję i z poszanowaniem regulaminu Rady, podejmuje wszelkie inicjatywy, aby ułatwić stworzenie szerszej podstawy do osiągnięcia porozumienia w Radzie"
"Reguły proceduralne nie mogą uniemożliwiać realizacji celów, które zawarte są w traktacie" - powiedziała Huebner, wyrażając opinię, że "kompromis z Joaniny" daje Polsce pewne gwarancje. "Prawnicy powinni przyjrzeć się regulacjom proceduralnym" - przyznała jednocześnie Huebner.
ab, pap