Straciła męża i dom. Została z dziesięciorgiem adoptowanych dzieci

Straciła męża i dom. Została z dziesięciorgiem adoptowanych dzieci

Pani Irina
Pani Irina Źródło: WPROST.pl / Karolina Baca-Pogorzelska
Spotykamy się we Lwowie, na rynku. Chwilę później zaczyna się alarm z powietrza, który Ukraińcy znów coraz częściej traktują serio, choć przez osiem miesięcy przywykli i do wycia syren, i do huku spadających pocisków. Irina wyłącza dźwięki i tylko wzdycha: „znowu”. No bo jak teraz tak po prostu usiąść i opowiadać o tym, że Rosjanie zabili ci męża, zostajesz z dziesięciorgiem adoptowanych dzieciaków, w których wychowaniu pomaga ci 21-letnia córka?

Tustań. Maleńka wieś w obwodzie iwanofrankiwskim, kilkanaście kilometrów za miejscowością Bursztyn, w której pracuje węglowa elektrociepłownia o mocy 2400 MW, należąca do spółki DTEK najbogatszego Ukraińca – Rinata Achmetowa. Chwilę wcześniej uderza tam rosyjska rakieta, drugi raz w ciągu 10 dni. Tym razem na szczęście niecelnie – wywołując pożar na terenie siłowni, ale nie zakłócając jej pracy. A więc tym samym i dostaw prądu, z którym w Ukrainie są coraz większe problemy po tym, jak wróg zniszczył już ponad 30 proc. infrastruktury krytycznej.

– Koło 13 był przylot, aż nam się zatrząsnął dom – mówi mi Aljona, córka Iriny, której w Tustaniu przywożę trochę ciepłych rzeczy na zimę i słodyczy dla dzieci.

W rodzinnym domu dziecka najmłodszy Jarik ma 4 lata, najstarsza Julija 18 lat. 15-letni Sasza i Rusłan przejęli obowiązki głowy rodziny po tym, jak ich tata, a mąż Iriny zginął w Rubiżnem.

– Wyjechaliśmy 26 marca, on zdecydował się zostać, pilnować domu, bo 300 metrów od nas stał wtedy ostatni ukraiński posterunek, dzielący miasto na część pod okupacją i naszą - mówi Irina.
Źródło: Wprost