Nie żyje 2-latek, który ważył 4,6 kg. „Jeśli nie pomożemy teraz Somalii, to skutki będą tragiczne"

Nie żyje 2-latek, który ważył 4,6 kg. „Jeśli nie pomożemy teraz Somalii, to skutki będą tragiczne"

Somalia, zdjęcie ilustracyjne
Somalia, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAH
6,7 mln – tylu mieszkańców Somalii może już niedługo zmagać się ze skrajnym niedożywieniem lub głodem. – Nie da się wartościować cierpienia ludzkiego ani wskazać, czyje potrzeby są pilniejsze, ale trzeba powiedzieć wprost: jeśli nie pomożemy teraz Somalii, Etiopii, Kenii, to skutki będą tragiczne – mówi w rozmowie z „Wprost” Dalia Mikulska, koordynatorka misji PAH w Somalii.

Magdalena Frindt, „Wprost”: Abdiwali miał dwa latka, ważył zaledwie 4,6 kg, czyli trochę więcej niż zdrowy noworodek. Zmarł w szpitalu w Dolow na skutek niedożywienia i wycieńczenia. Jego organizm nie przetrwał. To tylko jedna z wielu historii.

Dalia Mikulska, koordynatorka misji Polskiej Akcji Humanitarnej w Somalii: Przez ostatnie dwa lata prowadziliśmy program dożywiania dzieci do lat pięciu oraz kobiet w ciąży i karmiących, dlatego, niestety, trafiało do nas wiele takich chłopców i dziewczynek jak mały Abdiwali. Nasi somalijscy pracownicy wydawali im opakowania z orzechową pastą bogatą w składniki odżywcze, a kiedy stan dziecka był zbyt poważny, kierowali je do placówek medycznych, gdzie zajmowali się nim lekarze. Każda taka historia to tragedia dla rodziny, której nie stać na zapewnienie swoim dzieciom zróżnicowanej i zdrowej diety.

Musimy sobie uświadomić, jakie zmiany wywołuje w organizmach najmłodszych niedożywienie. Pierwsze pięć lat to kluczowy czas dla rozwoju dziecka. Kiedy dziecko nie otrzymuje odpowiedniego pożywienia, rozwija się wolniej niż jego rówieśnicy. Nawet gdyby wspomniany przez panią Abdiwali przeżył, istnieje bardzo duże ryzyko, że byłby opóźniony w rozwoju fizycznym, czy osiągał gorsze wyniki w nauce, co w dalszej perspektywie zmniejszyłoby jego możliwości zdobycia dobrej pracy i ograniczyłoby perspektywy na przyszłość.

To jest właśnie ten zaklęty krąg ubóstwa i niedożywienia, który znacząco utrudnia rozwój społeczno-gospodarczy w krajach takich jak Somalia.

Organizacja Narodów Zjednoczonych ostrzega, że do końca roku w Somalii 6,7 mln osób będzie cierpieć z powodu skrajnego niedożywienia lub głodu. Ta skala przeraża.

Jesteśmy od 2011 roku na miejscu, więc na własne oczy widzimy, jak wyniszczająca jest ta susza. Jako Polska Akcja Humanitarna specjalizujemy się przede wszystkim w zapewnianiu dostępu do wody – to bardzo ważne, bo woda potrzebna jest nie tylko do picia dla ludzi i zwierząt hodowlanych, ale też do nawadniania upraw. Bez wody nie ma życia. A brak dostępu do czystej, zdatnej do picia wody powoduje między innymi to, że dzieci i dorośli cierpią z powodu poważnych zatruć, biegunek. Odwodnienie będące ich skutkiem może skończyć się nawet śmiercią. Dlatego wiercimy studnie, stawiamy punkty wodne i latryny w obozach dla uchodźców wewnętrznych, przekazujemy środki do oczyszczania wody i artykuły higieniczne. W przepełnionych obozach trzeba bardzo uważać na higienę, nietrudno o wybuch epidemii cholery. Działania te prowadzimy dzięki finansowaniu ze strony m.in. EU Humanitarian Aid, czyli środkom z .

Przez ostatnie lata, dzięki wsparciu firmy Meblik, prowadziliśmy też dożywianie dzieci poniżej piątego roku życia, a także kobiet w ciąży i karmiących, zależy nam na tym, by te działania kontynuować. W obecnej sytuacji uruchomienie nawet niewielkiego projektu dożywiania, z pomocą polskiej firmy, będzie bardzo ważne dla lokalnych społeczności.

Trzeba też zapobiegać negatywnym skutkom przyszłych katastrof naturalnych, przygotowywać mieszkańców nie tylko na susze, ale i nagłe powodzie podczas pór deszczowych, identyfikować zagrożenia, by móc się na nie odpowiednio przygotować. Dlatego umacniamy brzegi rzek, stawiamy zbiorniki na deszczówkę, kopiemy kanały irygacyjne, doprowadzające wodę z rzeki na pola uprawne.

Susze w Somalii nie są czymś nowym. W ostatnim czasie uwagę zwraca jednak częstotliwość ich występowania i intensywność. Obecnie Somalia zmaga się z suszą, która sieje największe spustoszenie od 40 lat.

To prawda, susze w Somalii nawracają, ale obecna sytuacja jest wyjątkowo tragiczna. Naturalne w tej części świata są przeplatające się pory suche i deszczowe, teraz mamy do czynienia jednak już z kolejną nieudaną porą deszczową. Pory suche następują jedna po drugiej, Somalijczycy zbyt długo czekają na opady, które nie są wystarczające. Wszystko to jest bezpośrednim efektem zmian klimatu, które uderzają w kraje najmniej się do nich przyczyniające. Dotyczą one zresztą nie tylko Somalii, ale i Etiopii, Kenii, Madagaskaru. Z kolei Sudan Południowy zmaga się z problemem innej natury – wielkimi powodziami, rok po roku. W każdym z tych przypadków kryzys klimatyczny wywołuje kryzys humanitarny, zmuszając do przemieszczenia się tysiące, a nawet setki tysięcy osób.

Jeśli zauważymy, że w Somalii susza w jakiś sposób dotknęła w zasadzie połowę ludności, to uświadomimy sobie skalę tragedii obywateli tego kraju. Wyobraźmy sobie, że w Polsce 17-19 mln osób nie ma dostępu do wystarczającej ilości czystej wody, w niektórych regionach zamiera rolnictwo i hodowla, znaczna część mieszkańców małych miast i wsi przemieszcza się w stronę dużych ośrodków miejskich w poszukiwaniu żywności, wody, podstawowego wsparcia. Tak właśnie wygląda sytuacja w Somalii.

W 2011 roku z powodu suszy i głodu zginęło ponad ćwierć miliona osób, w tym wiele dzieci. Czy od tego czasu świat zrobił wystarczająco dużo, żeby pomóc temu krajowi? Czy pomógł – na tyle, na ile to możliwe – przygotować się Somalii na kolejny „kaprys” pogody?

Myślę, że nie. Niestety to właśnie brak wystarczających środków finansowych sprawił, że nie udało się adekwatnie zareagować. Po pierwsze nie udało się wtedy uratować 260 tys. istnień ludzkich (w większości dzieci), a po drugie świat nie wyciągnął też wniosków z tych wydarzeń, nie stworzył odpowiednich mechanizmów reagowania. Oczywiście nie udało się też zatrzymać zmian klimatycznych, bo to one przyczyniają się do takich anomalii jak kolejne, następujące po sobie pory suche.

Dla nas, pracowników i pracowniczek Polskiej Akcji Humanitarnej, obecna sytuacja jest o tyle inna, że nasza zdolność do reagowania znacznie wzrosła. W Somalii działamy już 11 lat, zatrudniamy tam na miejscu kilkadziesiąt osób i wiemy, jak pomagać. W 2011 roku w Somalii jeszcze raczkowaliśmy. Nasza misja jest już uznanym ekspertem w zakresie dostarczania wody i budowania infrastruktury wodno-sanitarnej, ale też bardzo prężnie rozwijamy się i chcemy robić znacznie więcej. Jednym z kierunków, w których chcemy rozwijać nasze działania, jest właśnie budowanie odporności na szoki klimatyczne, czyli przejście w stronę współpracy rozwojowej. Chcemy pracować z lokalnymi organizacjami, społecznościami. Obecnie szukamy na to środków.

Ludzie opuszczają domy w poszukiwaniu żywności i wody dla siebie, swoich rodzin. Szacuje się, że ok. 1,1 mln ludzi tuła się w poszukiwaniu pomocy. Do ilu potrzebujących udaje się dotrzeć z pomocą? Można to oszacować?

Tak, oczywiście. Nam w ubiegłym roku udało się dotrzeć do ponad 76 tys. osób, głównie do tych, które z powodu konfliktu czy suszy zostały zmuszone do porzucenia swoich domów.

Działamy przede wszystkim w obozach dla osób wewnętrznie przemieszczonych i w regionach wiejskich w różnych częściach środkowej i południowej Somalii. Bardzo cieszymy się, że liczba osób, którym możemy pomóc w kolejnych latach, zwiększa się – zależy to oczywiście od pozyskanych środków od osób prywatnych, współpracy z firmami i decyzji darczyńców instytucjonalnych, takich jak ECHO, OCHA czy polski MSZ.

Pojawiają się wstrząsające doniesienia o rodzinach, które podczas wielotygodniowych wędrówek w poszukiwaniu pomocy są zmuszone grzebać bliskich na poboczach dróg. Wiele z tułających się trafia do zatłoczonych obozów. Panujące w takich miejscach warunki nie są spełnieniem marzeń, a powinny stanowić jedynie „przystanek” do przetrwania najtrudniejszego momentu.

Tak, to prawda. Obozy są przepełnione, a warunki życia w nich – bardzo trudne. Niestety, bardzo często ludzie żyją w takich miejscach całymi latami – nie zdążą wrócić przed kolejną katastrofą, będą bać się, że w ich regionie sytuacja bezpieczeństwa się zdestabilizowała, że nie znajdą pracy w swoim mieście. Ale życie w obozie dla tzw. uchodźców wewnętrznych nie daje w zasadzie żadnych perspektyw na rozwój. Dzieci zazwyczaj nie mają możliwości kontynuowania edukacji, dorośli nie mogą pracować, nie ma miejsca, by uprawiać rolę, hodować zwierzęta. To tak naprawdę trwanie w tymczasowości.

W takim miejscu zamieszkała Afifa Abdi Hassan, która z powodu suszy musiała opuścić rodzinną wioskę i przenieść się do obozu w Deynile, w którym pomagamy od lat. Nie brakuje jej czystej wody ani dostępu do sanitariatów czy środków czystości, ale wie, że gdyby wróciła do swojej miejscowości, mogłoby jej zabraknąć podstawowych środków do życia. Takich historii jest bardzo wiele.

Spotkałam się też z określeniem, że to niesprawiedliwe, że Somalia znalazła się w takiej sytuacji. Szacuje się, że za skutki zmian klimatu w głównej mierze odpowiada Północ, a rykoszetem dostaje Afryka.

To prawda. To kraje uprzemysłowione, takie jak USA, Rosja, Brazylia, Wielka Brytania, Niemcy czy Chiny, są odpowiedzialne za zmiany klimatyczne. Niestety rozwój nie zawsze jest wyłącznie dobry, jeśli pociąga za sobą tragiczne dla świata konsekwencje. Widać wyraźnie, że globalne współzależności wpływają na życie zwykłych mieszkańców krajów Globalnego Południa.

Przez ostatnie pięćdziesiąt lat światowe zapotrzebowanie na wodę znacznie wzrosło. Według raportu ONZ prawie sześć miliardów ludzi będzie cierpieć z powodu niedoboru czystej wody do 2050 roku. Przyczyną takiej sytuacji są długotrwałe okresy suszy związane ze zmianami klimatycznymi, rosnąca konsumpcja oraz globalny wzrost populacji. Więcej na ten temat można przeczytać na naszej specjalnej stronie internetowej.

Somalia z kolei należy do tych krajów, których społeczeństwa najbardziej cierpią na skutek globalnego ocieplenia. Ponad 60 proc. społeczeństwa to pasterze, ich zdolność do pozyskania pożywienia i przetrwania zależy od deszczu. Gdy opadów nie ma, to umiera bydło i brakuje plonów. A jeśli rytm pogodowy w ciągu roku jest zaburzony, nie wiadomo, kiedy zasiać i zebrać plony. Pojawia się chaos, destabilizuje się życie jednostek.

Cztery pory suche i pojawiająca się na horyzoncie kolejna nie przynosi optymizmu. Czy mieszkańcy Somalii modlą się o deszcz? Jaka postawa dominuje?

Ludzie starają się przetrwać, tylko nie zawsze mają ku temu środki i możliwości. Samo to, że ludność przemieszcza się w poszukiwaniu wody czy żywności, pokazuje, że mieszkańcy Somalii mają w sobie wolę walki. Taka tułaczka na pewno nie jest łatwa, a oni podejmują ten trud, licząc na to, że gdzie indziej będzie im łatwiej przeżyć każdy kolejny dzień. Niestety ich możliwości są bardzo ograniczone. Sami na pewno nie zatrzymają zmian klimatu, w gruncie rzeczy nie mają wpływu na nadejście deszczu czy powstrzymanie suszy. To dla nich tragiczna, patowa sytuacja.

Dlatego pomoc dla Somalii jest w tej chwili niezbędna. Bo to my mamy wpływ, możemy zapobiec przedwczesnej śmierci z głodu i wycieńczenia organizmu. Możemy też starać się budować bardziej „zielony świat”, kierować się zasadami zrównoważonego rozwoju, tak aby rozwój i dobrobyt jednych nie odbywał się kosztem drugich.

Pomoc Somalii może utrudniać fakt, że teraz oczy świata są zwrócone na Ukrainę, która została zaatakowana przez Rosję. To do Ukrainy płyną ogromne środki. Czy w związku z tym „zainteresowanie” Somalią spada? Ważne jest jeszcze to, że wojna w Ukrainie ma wpływ na ceny żywności w takich krajach jak Somalia. To system naczyń połączonych.

Tak, niestety widać bardzo wyraźnie, że zainteresowanie Somalią jest znacznie mniejsze niż kryzysem w Ukrainie. Ten konflikt jest tuż za rogiem, bardzo łatwo nam jest utożsamić się z nieszczęściem naszych sąsiadów. Upieram się jednak, że nie można zapomnieć o ludziach, którzy żyją trochę dalej od nas.

Kiedy w jakimś miejscu na świecie trwa kryzys humanitarny, Organizacja Narodów Zjednoczonych szacuje, ile pieniędzy jest potrzebnych na pomoc i zbiera te środki wśród państw członkowskich. Odpowiedź na taki apel bywa różna. W tym roku oszacowano, że aby adekwatnie odpowiedzieć na kryzys, potrzebne są więcej niż dwa mld dolarów. Udało się zebrać nieco ponad połowę tej kwoty. Pokazuje to, że obecnie oczy świata zwrócone są w stronę Ukrainy, to tam idzie w tej chwili najwięcej środków, to o tym kryzysie najwięcej się mówi w mediach.

Nie da się wartościować cierpienia ludzkiego ani wskazać, czyje potrzeby są pilniejsze, ale trzeba powiedzieć wprost: jeśli nie pomożemy teraz Somalii, Etiopii, Kenii, to skutki będą tragiczne.

W jakich barwach widzi pani przyszłość Somalii? Czy, jako osoba zaangażowana w działania pomocowe, widzi pani szansę, że poziom życia się poprawi? Ten somalijski głód jest niemal „niewidzialny” w oczach świata? Czy jednak oczy otwierają się coraz szerzej?

Staram się myśleć pozytywnie. To prawda, że potrzeby są tak ogromne, iż bardzo łatwo jest stracić nadzieję. Ale nie wolno nam się poddawać, nawet jeśli nie możemy pomóc wszystkim. Tylko w zeszłym roku dotarliśmy z pomocą do ponad 76 tysięcy osób. To prawda, że pomocy potrzebują miliony, ale działamy ramię w ramię w innymi, międzynarodowymi organizacjami humanitarnymi oraz lokalnymi partnerami, więc myślę, że te wspólne wysiłki mają duże znaczenie.

Dla nas to bardzo ważne, żeby nie tylko pomagać tam, na miejscu, ale także zwiększać świadomość tutaj, w Polsce. Dlatego mam nadzieję, że jednak oczy Polaków otworzą się na Somalię, bo tzw. zagranica to nie tylko kraje, do których jeździmy na wakacje. W dobie globalizacji świat w pewnym sensie staje się coraz mniejszy, bardzo wyraźnie widać współzależności między dostatnią Północą a uboższym Południem. Żyjemy na tej samej planecie i musimy wspólnie o nią dbać.

Działania Polskiej Akcji Humanitarnej w Somalii można wspierać poprzez stronę internetową.

Czytaj też:
Łukaszenka podjął ostateczną decyzję? Ważne doniesienia z granicy białorusko-ukraińskiej
Czytaj też:
Groźba blackoutu to prolog, kryzys energetyczny potrwa długo? „Idą chude lata, wszyscy zbiedniejemy”