– Tu mieści się pięć osób, choć zwykle pracują cztery – mówi mi Roman, gdy udało mi się wejść już na samobieżny system artyleryjski. Jak wygląda jego praca? – Dostaję koordynaty od dowódcy i strzelam, o stąd – pokazuje wchodząc do środka ciasnego pojazdu. Zapewnia, że widoczność jest świetna.
– Daj kamerę, wszystko pokażę – zarządza. Ale przyznaje, że i tak najważniejsze są koordynaty, a do tego m.in. dane pogodowe. – Wszystko ma znaczenie. Prawie wszystko, bo w sumie deszcz nam niczego nie zmienia, ale temperatura czy wiatr, już owszem – tłumaczy.
– Wszystkie oddziały składają się ze zmobilizowanych, wysoko zmotywowanych żołnierzy. Oni przyszli bezpośrednio z cywila. Administratorzy, budowlańcy. Niektórzy z doświadczeniem wojennym, ale sprzed 25-30 lat. I oni przechodzili szkolenie praktycznie od zera. Doskonalenie miało miejsce bezpośrednio na polu walki. O ile na początku mieliśmy bardzo dużo błędów ludzkich, to po 6-7 miesiącach praktycznie wszystkie te błędy zostały wyeliminowane – mówi „Wprost” Aleksander, jeden z dowódców 63. Brygady.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.