Maryna Kowalewśka z Orichowa opiekuje się ponad dwudziestką kotów i psów. Marina Szażko z Katią Russo kilka tygodni temu ewakuowały do obwodu dniepropietrowskiego opisywane przez nas wielokrotnie schronisko z ostrzeliwanego bez przerwy Bachmutu.
Schronisko prowadzone przez Irinę w Zaporożu zmniejszyło liczbę zwierząt, bo część udało się wywieźć, ale wciąż pozostaje tam przynajmniej setka zwierząt – głównie starych, których nikt nie chce. Bez oka albo bez łapy. Albo po prostu niedołężnych.
Ołena z Nikopola też nie wyjedzie. W jej schronisku jest 250 psów, a na ulicach tysiące, bo ludzie uciekają z miasta, w którym alarm ostrzegający przed ostrzałem artyleryjskim w zasadzie się nie kończy. Z kolei w Mikołajowie czy Charkowie „psie gangi” ustawiają się w kolejkach przed sklepami licząc na miękkie serce przypadkowych ludzi (często licząc na to bardzo słusznie). Ale zimą wygłodniałe zwierzęta mogą się stać po prostu niebezpieczne. Dlatego wielu pomagają również żołnierze.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.