Somalia może przejść do historii jako pierwszy kraj, w którym zadziałała doktryna wojny prewencyjnej George'a W. Busha.
Ostatni ostrzał moździerzowy Mogadiszu to kaszka z mlekiem w porównaniu z tym, co działo się w Somalii przez ostatnie kilkanaście lat. To państwo było właściwie pozbawione rządu, władzę w nim w wyniku wyniszczającej wojny domowej przejęły islamskie bojówki. Przecieki z agencji wywiadowczych mówiły o obozach szkoleniowych, jakie stworzyła tam Al-Kaida. W skrócie, Somalia w szybkim tempie stawała się czarną dziurą na mapie świata, matecznikiem dla wszelkiego rodzaju terrorystów.
W takiej sytuacji zainterweniowała Etiopia. Pod koniec ubiegłego roku etiopskie oddziały urządziły w Somalii blitzkierg błyskawicznie zajmując Mogadiszu i ustanawiając tymczasowy rząd. Oczywiście, nie uspokoiło to atmosfery w tym kraju – pokonani islamiści przeszli do partyzantki i regularnie nękają kraj napaściami. Ale przynajmniej coś się w tym kraju dzieje; działa jakiś rząd, który stara się doprowadzić do konferencji pokojowej, ktoś próbuje odbudowywać Somalię. Powstają jakieś zręby, jest z kim rozmawiać. Taka sytuacja – mimo że bardzo daleka od ideału – jest dużo lepsza niż kraj bez władz centralnych, rządzony przez lokalnych warlordów z terrorystycznymi inklinacjami.
Teoretycznie Etiopia nie powinna atakować Somalii – w końcu to państwo jej nie zagrażało w tamtej chwili. Ale rząd w Addis Abebie uznał, że nie chce mieć za sąsiada kraju bez rządu i sam go tam zaprowadził. Tę interwencję można uznać za klasyczny przykład wojny prewencyjnej. Ten termin stworzyła administracja George’a Busha. Oznacza on atak wyprzedzający na kraj, który może być potencjalnym wrogiem. Zgodnie z zasadą: lepiej dmuchać na zimne. Skoro jakiś kraj chce zaatakować, to lepiej wyprzedzić jego zamiary i uderzyć pierwszemu. Na tej zasadzie USA uderzyły na Irak. W ten sam sposób Etiopia najechała Somalię. Można się spierać, czy lepiej było, gdy w Bagdadzie rządził Saddam Husajn, czy lepiej jest teraz, gdy nie rządzi tam właściwie nikt. Ale Mogadiszu daje nadzieję, że sytuacja tam się unormuje. A na pewno teraz jest lepsza niż jeszcze pół roku temu. W tym przypadku doktryna Busha przynosi spodziewane owoce.