Okupacja – to zagrożenie i upokorzenie
– Kiedy mieszkaliśmy tu z żoną, większość dnia spędzaliśmy w pozycji „twarzą do podłogi”. Przemierzaliśmy ulice bardzo szybko, krótkimi skokami, wtapiając się w mury. Taksówka nigdy nie przyjedzie pod nasz adres. A znajomi, którzy pewnego razu mieli wywieźć moją żonę, po prostu uciekli, kiedy się zaczął ostrzał – relacjonuje Dmytro.
– W naszym przypadku ostrzał to nie „odgłosy w tle”. Eksplozje o sto, a nawet pięćdziesiąt metrów. I to nie raz czy dwa. Bezustannie. Doznania nie do opisania, uderzenie adrenaliny poza wyobraźnią. Często mi się śni, że biegniemy pod spadającym kamieniem, deszczem kamieni, które zbliżają się najpierw w zwolnionym tempie, a potem coraz szybciej. Czujesz, że zaraz będzie po tobie – dodaje.
Ale to ciągłe niebezpieczeństwo ma swoje zalety. –Zaczęliśmy okazywać sobie więcej czułości. Uczucia się zaostrzyły. Zdradzę taką intymną rzecz: nigdy wcześniej nie kochaliśmy się z żoną tak namiętnie. Proszę nie myśleć, że to zabawne i fajne. Nie, to straszne, to skutek zbrodni popełnionej przez rosyjskich najeźdźców. Nie chcielibyśmy jednak pokazać im, że się boimy, dać powód do schadenfreude. Niech wiedzą, że nawet w tak strasznych warunkach żyjemy pełnią życia.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.