Republikański przywódca w Izbie Reprezentantów, Kevin McCarthy, poniósł porażkę podczas ostatniej próby wyboru go na spikera. To paraliż rządu USA, jakiego nie widziano od czasów sprzed wojny secesyjnej.
Piątek to już czwarty dzień, gdy członkowie Izby Reprezentantów USA będą starali się wybrać spikera, próbując zakończyć polityczny impas. Republikanin Kevin McCarthy, jak dotąd nie uzyskał wymaganej liczby 218 głosów. I nadal nie zanosi się na to, że jakakolwiek umowa zapewni mu poparcie wystarczającej liczby kolegów.
– Dzisiaj zrobimy postępy, zaskoczymy was – powiedział o 10:15 czasu lokalnego dziennikarzom, po tym, jak przybył na Kapitol.
Wcześniej grupa parlamentarzystów z jego partii udaremniła 11. próbę wyboru go w trzecim dniu głosowania. Republikanie przejęli Izbę w listopadowych wyborach środka kadencji, ale impas sprawił, że niższa izba nie jest w stanie zaprzysiąc członków ani uchwalić ustaw.
Sprzeciw wobec McCarthy’ego. Brakuje 218 głosów
Od 1860 roku niższa izba Kongresu nie głosowała tak wiele razy nad wyborem spikera. Wtedy wymagało to 44 rund głosowania. Proces trwał rekordowo długo w 1856 roku, gdy spiker został wyłoniony dopiero po 130 rundach. Grupa 20 zatwardziałych republikańskich posłów odmawia przyznania McCarthy'emu niezbędnych 218 głosów.
Rebelianci są sceptyczni wobec konserwatywnej dobrej wiary kongresmena z Kalifornii, pomimo jego poparcia ze strony byłego prezydenta Donalda Trumpa. Jeden z dysydentów, Ralph Norman z Południowej Karoliny, powiedział BBC, że po prostu nie ufa McCarthy'emu. Kongresman powiedział, że zespół pana McCarthy'ego zagroził im politycznym odwetem, jeśli nie podporządkują się w tygodniach poprzedzających impas. – Byliśmy wyrzuceni z komitetów — powiedział Norman. – Stracimy wszystkie przywileje, jakie mieliśmy. I w zasadzie powiedzieliśmy im: Jeśli nie możemy zadawać pytań, jeśli nie możemy zweryfikować najpotężniejszej osoby, którą przygotowujemy się do objęcia urzędu, to odpadamy – dodał.
Czytaj też:
Chaos w Izbie Reprezenantów USA. Biden: To jest trochę żenująceCzytaj też:
Pierwsza taka sytuacja w USA od niemal 100 lat. Stanowcza deklaracja kongresmena